Początek filmu bardzo dobrze się zapowiadał. Koncepcja idealnej dziewczyny z tajemnicą, którą powoli ta tajemnica wyniszcza plus jej wewnętrzne monologi, które nie zawsze okazują się być takie wewnętrzne (scena z obrażeniem ciotki) - dobry, wciągający szkic.
Film ciekawi do momentu pokazania sceny gwałtu i dnia po. Brawo dla reżysera i młodej aktorki - jest to przedstawione w sposób przerażający, tak jak powinno być przedstawione. Reszta się nie klei.
Ani zgadza się na wywiad pod warunkiem uniknięcia spotkania z gwałcicielem. Oczywiście musi się z nim spotkać. Co więcej, nie daje jej to spokoju, więc idzie na spotkanie autorskie z tym mastermindem zbrodni, który przez kilkanaście lat sprzedawał wszystkim swoją prawdę. Był w tym dobry, wykorzystywał przez długi czas pozycję osoby z niepełnosprawnością. I nagle nie wpada na to, że gdy laska zaczyna go nagabywać o to, by powiedział, że ją zgwałcił, to może oznaczać, że ma ze sobą dyktafon. Nie wiem jak przy takim big brain time przekonał do swojej wersji ludzi i jeszcze zarobił na tym dzięki książce.
Ostatnia scena z narzeczonym? Stek ckliwych, filmowych wynurzeń, które absolutnie nic nie wnoszą. Koleś, który niby tak ją kochał i robił dla niej wszystko, mówi, że żywił do niej uczucia, bo była taka "zabawna". Robi się z tego egzaltowana płycizna, choć Kunis starała się, by tak nie było.
I oczywiście końcówka - empowering, by podnieść wszystkich na duchu, by pokazać, że kobiety mogą się bronić. Ani dostaje wymarzoną pracę w NYT i w końcu jest szczęśliwa.
Druga część filmu zdecydowanie spłyciła fabułę. Liczyłam po cichu, że na koniec okaże się, że ona miała zabić tego trzeciego, który został później osobą z niepełnosprawnością, ale wtedy feministyczny przekaz by się nie skleił, więc po prostu uznano, że film może być trochę mniej ciekawy.