Gra aktorska ok, muzyka cudowna. Ale dla mnie ten film był trochę pomieszany. Miłość po 1 dniu znajomości, koncerty, imprezy, kariera bohaterki, nałóg bohatera, leczenie, powrót, śmierć. Po wyjściu z kina nie wiedziałam czemu ten film trwał aż tak dlugo, tak na prawdę nie do końca wiedziałam o czym on był. Miłości ? Nałogu ? Karierze? Muzyce ? Pasji ?
To było silne zauroczenie od pierwszego wejrzenia, które dopiero z czasem przerodziło się w miłość; ciężko to wytłumaczyć, jeśli ktoś tego nie doświadczył, ale psychologowie potwierdzają ten stan umysłu. Jego symptomy doskonale oddał Cooper. Koncerty, pasja, imprezy, kariera i nałóg, to styl życia wielu muzyków, a film postawił sobie za zadanie... pokazać ich rozwój i upadek na tle wybuchającego uczucia. Dla mnie to nie za dużo.
A od kiedy to życie jest jednowymiarowe? Jak miłość to tylko miłość a jak pasja to tylko pasja?