Nic nie było tu na swoim miejscu. Reżyser czy scsnarzysta albo powieści Amelie Nothomb nie przeczytali, albo jej nie zrozumieli, bo nie rozumiem, jak inaczej z tak świetnie napisanej, dowcipnej książki można było zrobić tak nudny i oklepany film.
Końcówka w ogóle woła o pomstę do nieba- może chcieli uwspółcześnić powieść, której akcja dzieje się na początku lat 90, dodali więc Fukushimę. Która nie dodała nic i zupełnie wypatrzyła całość. Prawdziwa Amelie nie wróciła do Beligii ze względu na katastrofę, i prawdziwy Rinri nie wypychał jej na siłę. Ich związek to było coś więcej niż pełna żenady historyjka miłosna, jaką zaserwowali nam w filmie. Tak więc polecam przeczytać, i nie tracić czasu na tą bzdurę tutaj.