Czy tylko mnie dobił ten happy end? Tak sobie myślę, że gdy JJ wypowiadał się stojąc na desce
świetnie opisał problem egzystencji nie jednego z nas. Nie zrobił kroku tylko dla tego, że reszta
przyszyła i oni tego nie chcieli. On chciał. Jak dla mnie ten happy end totalnie z dupy, ale czego
innego się spodziewać po filmie z Piercem Brosnanem w jednej z głównych ról? | Mimo to podobał mi się. Jest prosty, jednak w odpowiednich momentach wzbudza emocje i musza do myślenia :)
Jak dla mnie Brosnan dał radę.
A czy z tym naszym życiem to nie jest troszkę tak,że ono nie jest tak do końca nasze, że żyjemy dla innych...
Dokładnie takie właśnie miałem wrażenie. Wypowiedź JJ na dachu to chyba najbardziej osobisty moment w tym filmie, a końcówka jak z filmu edukacyjnego.
A mnie happy end nie dobił. Podobało mi się to, że na przykładzie JJ'a pokazano, że każdy ma momenty zwątpienia, ale nasza subiektywna ocena sytuacji nie powinna wpływać na nasze dalsze losy. Bardzo podobały mi się też różnice między postaciami, tyle tak odmiennych osób o różnym statusie społecznym i o różnych ambicjach, tworzy w końcu grupę przyjaciół, którzy wspierają się wzajemnie, w momentach zwątpienia. Moja ocena to 8 :).
Nie wyobrażam sobie innego zakończenia. To przecież film o nadziei, przyjaźni, opowieść o tym,że z każdej sytuacji jest wyjście. O tym,że nie zawsze ważna jest powierzchowność - bo przecież wszyscy ci ludzie nie są takimi jakimi odbiera ich otoczenie. Że czasami można robić błędy, albo inaczej: okazuje się, że największe predyspozycje do skoku miała osoba, która nie potrafiła do końca wyjaśnić przyczyny. I jeszcze jedno: chcemy być zarówno na świeczniku jak i invisible, prawda?
I myślisz że wybrał akurat walentynki, że czekał tyle czasu na dachu, żeby skoczyć? On czekał na nich, czekał na pomoc ;)