To mógł być dobry a nawet bardzo dobry film, gdyby twórcy zdecydowali się co właściwie chcą nakręcić i gdyby główna bohaterka była z krwi i kości.
Za mało na dramat, komedii nie ma przez sekundę. Muzyka jest świetna, ale jest jej za mało żeby uznać to za film muzyczny.
Największy problem jest z główną bohaterką - w Joy nie ma nic czego możnaby się złapać żeby choć trochę jej pokibicować czy polubić. Jest totalnie nijaka w czym bardzo "pomaga" odtwórczyni Charlene deGuzman. Nie jest zabawna, nie ma w niej nic ciekawego, przeżywa jakieś dramaty, bo tak ma w scenariuszu i tyle. Po pewnym czasie przestaje nawet denerwować. A to przecież jest jej własna historia!
Jedynym jasnym punktem jest John Hawkes - jego aktorstwo i muzyka.
Ciekawy temat wzięty z życia samej deGuzman, do tego bracia Duplass jako producenci i współscenarzyści i tak bardzo nie wyszło. Wielka szkoda.