Fantasy made in HK, bazujace na starych chinskich legendach.
Mnich Tripitaka (Nicholas Tse) podrozuje z pewna paskudna (do czasu) dziewczyna, ktora ma zamiar go zjesc by zapewnic sobie wieczna mlodosc.
Sa demony, chochliki i fajne magiczne artefakty.
Pozniej pojawiaja sie nawet statki kosmiczne(!) i mechy i calosc wyglada jak ktoras z ostatnich czesci serii "Final Fantasy"!. Zwlaszcza ze duzo tu CGI i wizualnie daje rade.
Film jest bardzo glupiutki, a przez to naprawde wylewny (dialogi typu "Nie jestes moja corka. Znalazlam cie w piekarniku i przygarnelam" roz*ierdalaja! :)
Do tego jak na produkcje HK sredniego kalibru naprawde niezle zrealizowany.
Plus dwie niezle laseczki Charlene Choi (pamietana z "Diary" Braci Pang) i Bingbing Fan ("Battle of Wits").
Ocene podwyzszam za przepiekna muzyke Joe Hisaishi. Ten koles powinien zgarnac kiedys Oscara, gdyby tylko chcialo mu sie popracowac przy jakiejs amerykanskiej produkcji!