szukalam tego filmu,jakis czas...wreszcie udalo sie i co??mialo byc fajnie,a do konca nie bylo...momentami istna wazelina,ktora ani subtelna,mila dla oka czy ciepla nie byla.mimo widoku przez chwil pare mojej ukochanej Spring Byington i pana Coburna (choc raz nie bylo widac jego przerostu formy nad treascia) film mi sie srednio podobal.ale Tierney to byla dupa,nie??
Czy "Lubitsch" wyczul szczypiacy zapach feminizmu w III rzeszy otwierajac zapadnie dla aktywistki, na poczatku filmu? Czy ten panflet jest odpowiedzia na "Przeminęło z wiatrem" a Clark Gable mial sie usmarzyc sie w 42 stopniach odrzucajac role zycia? Nie moge znalesc odpowiedzi!
Ps.Tierney to slodka idiotka z podejrzanym zegarkiem na piersi...wole matke Marty