Przez pewien czas można się zabawiać w rozpoznawanie mniej czy bardziej widocznych nawiązań do Leone, Bunuela, Lyncha, Peckinpaha czy nawet "Terminatora", ale na dłuższą metę robi się to męczące i nic z tego nie wynika. Nużą zwłaszcza natrętne zbliżenia oczu - żeby to robić z głową i po coś, trzeba mieć talent Leone. Fabuła jest mocno umowna, postaci nieciekawe i nie sposób się połapać (zwłaszcza po zapadnięciu zmroku), kto do kogo strzela i z kim trzyma. Na to wszystko nakładają się jeszcze pseudoartystyczne ujęcia, a to jakiegoś niby-obrazu w duchu action painting, a to skrzącej się złociście golizny, a to płomieni w dużym zbliżeniu.