Widzę, że w przeciwieństwie do mnie widzicie i doceniacie artystyczną wartość tego filmu. Dobrze się składa, bo możecie mi wytłumaczyć jaki artyzm niosła ze sobą scena, w której pan Pazura delektuje się kupą.
No wiesz... jest takie powiedzenie, że "swój do swego ciągnie", a skoro psycholi nie brakuje... Witkacy sam nie wiedział co działo się w jego głowie, dlatego skończył tak jak skończył, czyli samobójstwem. Zresztą jego pierwsza partnerka też popełniła samobójstwo, druga wprawdzie przeżyła, ale też od niego odeszła. No bo kto przy zdrowych zmysłach dałby radę wytrzymać na dłuższą metę z kimś o tak chorej wyobraźni i ekscentryczności? Chyba tylko ktoś podobnie psychiczny... "Rozgryzanie" tego typu ludzi i ich wytworów lepiej pozostawić jednak specjalistom (psychiatrom i psychologom). I to nie jest żadna złośliwość... :(
PS. Swoją drogą twórcy filmu i tak za bardzo się ograniczyli, bo mogli pójść na całość i Pazurowie mogli sami zagrać w tym filmie: on resztę męskich ról, a ona żeńskie! :D