W sumie film fajnie się zaczyna można się trochę pośmiać , niestety koniec fatalny tak jakby zupełnie zapomnieli o zakończeniu
Osobiście nie lubię komentaży w stylu "DNO i X metrów mułu", jednak takowe mimo rzecz jasna ogólnikowego podejścia maja jedną zalete - mianowicie mówią w kilku słowach o filmie.
Czy tak można rzecz o "OH in the Ohio" ?
I tak, i nie ale o tym zaraz.
Czytając zapowiedzi spodziewałem się komedii z inteligentnymi żartami [czytaj - niewybrednym humorem], dobrej gry aktorskiej [Minelli,DeVito w obsadzie], dobrego rozwinięcia scenariusza, a podsumowując - DOBREJ KOMEDII...
Co otrzymałem ? Produkt słaby, zaledwie na 4 oczka na 10 możliwych.
Żarty są niewybredne [w ogóle żartów jest niewiele, a te, które w ogóle są są poprostu nieśmieszne], gra aktorska to epizodyczne wystąpienie Minelli, DeVito w miarę przyzwoicie, Mische dalej zjadają korniki [fani O.C. wiedzą o co kaman], sytuacje zdają się ratować Rudd i Posey.
Scenariusz nim, że obfitujący w luki to jeszcze nie w pełni zrealizowany i przy pojawieniu się napisów końcowych zadajemy sobie pytanie "to już koniec ?".
Na + [oprócz gry aktorskiej dwóch bohaterów filmu] zasługuje oprawa dźwiękowa, tej nic zarzucić nie moge, tak jak zdjęciom.
Pierwszy film Billego Kenta może okazać się ostatnim, a Adam Wierzbianski jako scenarzysta tez wypadł słabo.
Tylko 4/ 10.
Szkoda czasu