Zastanawia mnie jakie jest prawdopodobieństwo, że akurat ta kobieta, której nazwisko podał Mołdawianin miała adoptowane dziecko. Bo wątpię, że było wiele osób o tym nazwisku, które robiły takie medaliki. A w filmie dokładnie widać, że pani Adacher tym się właśnie zajmowała. Więc czy to jest aż taki zbieg okoliczności, w który z resztą bardzo trudno uwierzyć, czy może specjalny zabieg żeby spróbować się domyślić że to może jednak rzeczywiście było dziecko Ireny. Bo przecież ta położna na koniec mogła skłamać a te wszystkie dokumenty zawsze można było podrobić czy coś.
Co o tym sądzicie?
To nie byla corka Ireny o czym swiadczyly testy DNA zrobione na zlecenie sadu. Ale masz racje, przypadek niesamowity ze akurat trafilo na matke z adoptowanym dzieckiem.
No i nie tylko adoptowanym ale w tym samym wieku (kilka dni różnicy w akcie urodzenia). Medalik pewnie sugeruje, że Adacher dokonała adopcji w tym samym miejscu od innej kobiety no ale że dziecko w tym samym wieku to mocno naciągane.
Przecież jak była przesłuchiwana razem z położoną, to powiedziała, że było kilka rodzin o tym nazwisku, które sprawdziła i że tylko jedna miała dziecko w wieku, który pasowałby do daty urodzenia jej dziecka. Nic nie wiedziała on nazwisku jubilera z medalika, dlatego jak zobaczyła co jest wygrawerowane to zemdla. Potwierdziła się wersja położnej, że alfons na odczepnego podał nazwisko z medalika.