Może i Hitchcock miał ten swój wyjątkowy klimat i styl tworzenia niedostępny dla takiego profana jak ja, ale w porównaniu z siedem lat późniejszym "12 gniewnych ludzi" czy z polską "Bazą ludzi umarłych" albo filmami z Cybulskim "Nieznajomi z pociągu" wypadają po prostu beznadziejnie. Logika scenariusza woła o pomstę do nieba, gra aktorska trąci myszką (choć w wymienionych wcześniej filmach aktorstwo - choć archaiczne już dzisiaj - w ogóle mi nie przeszkadzało!), a całości nie ratuje kilka udanych zabiegów (jak scena morderstwa, czy próba uchwycenia tempa w scenach tenisa).