Oglądałam ten film nie wiedząc, że jest oparty na prawdziwej historii, co było dla mnie kolejnym powodem do podziwu. Wydaje się, że to po prostu kolejny film o koniu, ale jak na rodzinny film jest tu sporo głębi. Przede wszystkim walka o marzenia, o realizację celów, o wiarę w siebie i innych, walkę z przeciwnościami. I to dotyczy zarówno bohaterów ludzkich jak i wspaniałego Big Red'a. Do tego świetne sceny wyścigów - rzadko udaje się je dobrze nakręcić. Ostatni wyścig z cyklu Triple Crown jest zrobiony tak, że przy niejednym thrillerze nie odczuwałam takich emocji. Bardzo podobała mi się też postać Penny Tweedy, pełna ciepła i miłości, ale też twarda i zdecydowana. Tym bardziej że to postać autentyczna, a czasy w jakich wszystko się działo na pewni jej tego nie ułatwiały (co zresztą film też trochę pokazuje). Plusem jest też świetna rola Johna Malkovicha, który chyba nigdy nie zawodzi. No i oczywiście absolutnie przepiękny, wspaniały główny bohater! Aż trudno oderwać oczy od tego ślicznego zwierzęcia.... A jego rywalizacja z Chamem jest świetnie pokazana.