Piękna kreacja Marshy Hunt. Prawdziwa współczesna "Wanda, co Niemca nie chciała".
Może najbardziej prawdziwy, ale daleko mu do prawdziwości. Wprawdzie Polacy zostali ukazani nawet sympatycznie, ale na pewnie nie jako bohaterzy. Zbrodnicza działalność Niemców zaś została zrelatywizowana. Z jednej strony ukazano Niemca psychopatę (który jak się zdaje był nim jeszcze przed wojną), z drugiej syn, współczujący zabitej Polce, odcinający się od nazizmu, w końcu nawracający się na wiarę.
Sam reżyser filmu, André De Toth, nie stworzył paszkwilu na Polaków, co było symptomatycznie zwłaszcza dla tamtego okresu, gdyż sam będąc w Warszawie w roku 39, widział bestialstwo Niemców wobec Polaków, pewnie stąd te hamulce.
A dlaczego Polacy mieliby być tu, w kilka miesięcy po rozpoczęciu wojny, ukazani jako bohaterowie? Bo przegrali wojnę w 3 tygodnie, a cały rząd i Naczelny Wódz uciekli za granicę? Nie widzę relatywizowania zbrodni niemieckich. Spośród wszystkich niemieckich oficerów i żołnierzy tylko jeden się reflektuje i próbuje odciąć od zbrodni, reszta nie ma najmniejszych skrupułów. Niemcy są tu dość jednoznacznie (negatywnie) przedstawieni.
Ale dostrzegam w tym filmie rzeczy, które niewiele mają wspólnego z rzeczywistością: katolicki ksiądz, który przyjaźni się z rabinem i Polacy, którzy nie są wrogo nastawieni do Żydów.