Należę do grona "szczęśliwców", ktorzy mają za sobą ostatnie dokonanie Eddie Murphiego.No coz, Mr.Edi zaczyna zjadać własny ogon , powiela ograne gagi i na siłę próbuje udowodnić(po raz enty), że wszystko co grube to "be"...niestety , wszytko to daje raczej opłakany skutek.Aż przykro patrzeć jak rozmienia na drobne swój talent...może najwyzszy czas udać się na zasłużoną emeryture ?!