Temat mojej wypowiedzi może wydawać się lekko sprzeczny z tym, co napiszę poniżej.
Otóż nie brak tu schematów (film kojarzył mi się z "Keith" z McCartneyem, choć tam bohater naprawdę był chory), co powinno zostać zaliczone na minus, jednak całość jest przedstawiona w sposób wzruszający nienachalnie i ze świetnym aktorstwem, a złaszcza Dana Byrda w życiowej roli. Ogólnie można odnieść wrażenie, że wszystko to już gdzieś widzieliśmy, ale mimo wszystko czuć jakoś "magię" tego słodko-gorzkiego dzieła.