Moim zdaniem to jedna z najlepszych (znanych mi) komedii romantycznych. Oczywiście, fabuła dość bajkowa, ale mimo to podana z dużym wdziękiem i wyczuciem. Znakomite dialogi, sporo dobrych żartów i świetnie poprowadzone postacie drugiego planu - to wielkie atuty tego filmu.
Gdy emitują go kolejny raz w tv, zwykle nie odmawiam sobie tej przyjemności.
No, Czarownico... Zgodzić się nie mogę, bo ja okazji miałem sporo. Np. rola Sparky'ego jest wielkim walorem tego filmu.
Wiedziałam, że tę rolę wymienisz :), owszem zabawna ale tylko ta rola i nic poza tym. Scenariusz w ogóle mało ciekawy, bez śmiesznych zwrotów akcji, zabawnych dialogów. Można się po tym filmie co najwyżej uśmiechnąć ale trzeba czegoś więcej żeby dostać czkawki ze śmiechu. Przynajmniej jeśli o mnie chodzi. A "Cztery wesela i pogrzeb" Ty widział?
Znowu się nie zgodzę;) Zabawne dialogi? Choćby sceny ze skrajnie wykończonym Grantem podczas wizyty w hotelu, gdy musiał udawać korespondenta "Konia i Psa"... Znakomite momenty są również podczas rodzinnej kolacji, gdzie po rzewnej historii Roberts i pauzie zawieszenia, Grant mówi" To była żałosna próba przechwycenia ciastka..." Zawsze sie w tym momencie spontanicznie uśmiecham, choć film widziałem wielokroć.
"Cztery wesela..."? Widział. Owszem, ale w tym filmie dręczą mnie dwie rzeczy: Andy McDowell, która mi najwyraźniej "nie leży" i scenariusz, karzący jej wyjść za bogatego sk... jak i napotykać Granta w dość ekwilibrystycznych (czytaj: niewiarygodnych) okolicznościach... Same sceny weselne i pogrzebowe lubię i film nawet cenię, ale to cenienie nie umywa się do czaru, jaki znajduję w "N.H.".
Pozdrawiam, i do następnej riposty...? ;)
Chyba mamy inne poczucie humoru. Ale ja mam tak dość często, że nie śmieszą mnie komedie, które innym wydają się śmieszne. To chyba przez zbyt częste oglądanie filmów Woody Allena, być może jestem otwarta tylko na ten rodzaj poczucia humoru. On zrobiłby to tak:
http://www.filmweb.pl/Jej+wysoko%C5%9B%C4%87+Afrodyta,1995,o+filmie,Film,id=663
No i jest jeszcze problem Julii Roberts, która wzbudza we mnie takie uczucia jak Andy McDowell w tobie.
"Cztery wesela" wydaje mi się bardziej oryginalnym filmem, podobały mi się te dylematy bohaterów: żenić się czy nie?, z miłości czy z rozsądku?, czekać na tę jedyną, prawdziwą miłość?, czy w ogóle taka istnieje? Wszystko podane w sposób lekki, łatwy i przyjemny, bez ckliwo-rzewnych wstawek.
Też pozdrawiam.
p.s. qurczę, ale Ty pyskaty jesteś :P
Możesz mi powiedzieć, dlaczego McDowell w ogóle poszła za tego gruboskóra-lorda...? Bo nie mogłem tego rozgryźć. Fakt, ze Roberts po prostu budzi moja sympatię, to pomaga.
"Notting Hill" mnie ukąsiło, ale też Woody Allen zajmował mnie od wielu lat. Do dziś raczej starsze filmy bardziej mi dźwięczą, choć "Match Point" przyjąłem z b. pozytywnie. Tak wiec: jedno nie musi wykluczać drugiego. Oczywiście, u prawdziwego erudyty...;)
PS. Jestem, ale staram się ograniczać. Czasem się nie udaje.
Nie mam pojęcia dlaczego Andie McDowell wyszła za bogatego faceta. Mogę się tylko domyślać, że z tego samego powodu z jakiego wiele kobiet wychodzi za mąż za dużo starszych, majętnych i dobrze ustawionych facetów. Ale w komediach romantycznych zazwyczaj trudno dopatrzeć się sensu takich a nie innych posunięć bohaterów. Trzeba komplikować akcję, żeby potem z fantazją i humorem dojść do szczęśliwego finału.
Jeśli chodzi o komedie prawie romantyczne to moją najulubieńszą jest "Pół żartem, pół serio" a zaraz po tym "Mężczyźni wolą blondynki". To jest mistrzostwo świata, jak dla mnie. Notting Hill wypada przy tych filmach blado, ba "Cztery wesela..." z resztą też ;)
"Mogę się tylko domyślać, że z tego samego powodu z jakiego wiele kobiet wychodzi za mąż za dużo starszych, majętnych i dobrze ustawionych facetów."
Hm... Masz na myśli: miłość, podziw, a może po prostu rozbudowane potrzeby macierzyńskie? Można je zaspokoić, pielęgnując postępującego w niedołęstwie małżonka... Kobiety są takie oddane i altruistyczne...
O, jest oś porozumienia: zarówno "Pół żartem...", jak i "Mężczyźni..." to filmy, które b. cenię. Tylko nie wiem, czy 1. z nich to na pewno "komedia romantyczna"...? Może i tak, ale jak znam siebie, chętnie przeprowadziłbym wiwisekcję tego pojęcia...;)
Skoro już wyliczamy, wspomnę o kolejnych moich ulubieńcach: "Kiedy Harry poznał Sally" i "Dniu Świstaka". Te filmy mają (dla mnie) niesamowity czar.
Eh,....zmuszasz mnie Hauser, żebym wyjawiła Ci mają filozofię życiową :).
Wiesz,to jest tak, można wyjść za mąż z wielkiej miłości, można z wyrachowania, dla pieniędzy czy pozycji współmałżonka ale prawda jest taka, że tak czy inaczej, prędzej czy później i tak będzie się tego żałować. Tak, wiem, są wyjątki.
Co do motywów Andie McDowell, to może brak ojca w jej życiu lub tęsknota zanim sprawiły, że zainteresował ją starszy pan?
Jedno jest pewne, zdecydowanie wolimy komedie amerykańskie od brytyjskich. Ja też bardzo lubię "Dzień Świstaka"i "Kiedy Harry..." Ja wiem, że "Pół żartem..." komedią romantyczną nie jest ale uwielbiam ten film, podobnie jak inną komedię (też nie romantyczną :) pt."Rybka zwana Wandą".
Naprawdę dobra komedia to jest coś, co śmieszy nawet oglądane po raz 25.
Pozdrawiam, wesoło :)
Ale offtopujemy na całego i bez trzymanki...;)
Odnośnie małżeństwa, to mam nieco inne zdanie, ale może porozmawiamy o tym na blogu, przy okazji?
Z "Rybką..." już nie tak entuzjastycznie, ale też lubię (szczególnie Kline'a)
A co ze starociami...? Jak jest okazja to Braciom Marx nigdy nie odpuszczam... No, ale romantyczna komedia to nie jest, z pewnością...
Pozdrawiam i koniec chyba? Może założysz temat o komediach i jeszcze raz go nakręcimy od początku...?
PS. Jaka miła odmiana, tak sobie spokojnie porozmawiać, bez konieczności uważnego uskakiwania przed nadlatującymi kupami...;) (przepraszam za dosadność)
Nie offtopujemy tylko pozwalamy sobie na małe dygresje :).
Mam nadzieję, że nie zamierzasz opuścić filmwebowego forum. Kupami się nie przejmuj, bo to tylko fizjologia, z nią jeszcze nikt nie wygrał ;)
Możemy klikać o małżeństwie, możemy o komediach, u Ciebie albo u mnie.
A teraz tak mi przyszło do głowy, żeby może na forum o komediach pogadać?
Zgadzam sie z autorem tego tematu. Dla mnie "Notting Hill" to tez klasyk gatunku i prawdziwy wzor komedii romantycznej. Za kazdym razem swietnie sie go oglada.
Zgadzam się, żeby autor tego wątku zgodził się ze mną.
PS. Obejrzałem ponownie, i raz jeszcze z przyjemnością.