Do czego niby zmierzał ten film? Jaką treść miał przekazać? OK, dwie godziny miłej rozrywki, ale właściwie to o co chodziło? "Wyspa tajemnic" bis? Tyle że z happy endem? Jaki był cel tej tej lewej kary śmierci? Tej dziwacznej resocjalizacji? Że już pominę fenomenalną bzdurę, którą jest sam fakt skazania na śmierć faceta przebywającego w innym pokoju w trakcie strzelaniny, kiedy teoretycznie skazany przestępca nawet nie raczył mieć w łapach broni. No miłe, no ładne, no bohater też bardzo ładny, niech mu będzie, ale co z tego, ja się pytam. No co z tego?
No jednak nie jest. "Nowe życie" miało szansę w tamtym właśnie momencie o którym myślimy pociągnąć dalej ten wątek i stać się obrazem dużo bardziej wartościowym. Jednak żółtodziób który stał za kamerą tej szansy albo nie dostrzegł (co uczynił dopiero Scorsese), albo uważał inaczej i poprowadził akcję w inną, pozbawioną logiki stronę. Sam już pomysł na ten tajny "Projekt Lazarus" jest tak idiotyczny, nieprawdopodobny (mordercy mogą sobie chodzić nieskrępowani po miasteczku, wsród dzieci..) i nie mający żadnego uzasadnienia w rzeczywistości że aż nie ma sensu go krytykować. Zachowanie głównego bohatera jest co najmniej irytujące, nie pasowało by do żadnej ewentualności, ani choroby, ani efektu działania jakichś leków, ani umieszczenia w tym projekcje nawet z pomocą ingerencji w pamięć - nic go w tym całym miasteczku nie dziwi, nie zadaje żadnych pytań, nie pokazuje żadnych emocji (choć potrafi być agresywny jak np. w stosunku do tego upośledzonego czarnego na którego krzyczy że nikt ich nie obserwuje - no przecież to oczywiste że o co by tu nie chodziło to ktoś ich obserwować musi, albo jako więźniów albo jako pacjentów) jest aż takim idiotą? No i na deser to cukierkowe zakończenie...
Dałem 4/10 gdyby kogoś dziwiła tak wysoka nota z powodu dobrych zdjęć i montażu, czyli za stronę techniczną filmu..