PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=865988}

O północy w Magnolii

Midnight at the Magnolia
5,3 4 705
ocen
5,3 10 1 4705
O północy w Magnolii
powrót do forum filmu O północy w Magnolii

Oglądałam „Most nad Sundem” – bardzo dobry, szwedzki serial kryminalny. Ale chwilowo zarzuciłam, bo bez szkody dla wewnętrznej pogody ducha, mogę się w skandynawskich klimatach błąkać tylko wówczas, gdy rzeczywistość nie skrzeczy. Albo przynajmniej skrzeczy tylko trochę, a nie tak jak teraz, gdy drze mordę na całego. Dlatego w stosownym momencie wygrzebuję jakiś filmowy produkt, przy którym lub po którym zasypiam bez problemu. Stąd dziś „O północy w Magnolii”, a onegdaj drugi sezon „Virgin River”. No, powiedzmy, że drugi sezon, bo w całości obejrzałam ze trzy odcinki, a resztę przeskanowałam, ale i tak kumam o co w nim biega. Nie narzekam, ostatecznie wiem, co włączam i toleruję fakt, że harlequin’kino to taki podrzutek, udający dziesiątą, przyszywaną muzę Apollina, ale któremu rzadko ten numer do końca wychodzi. Niech se jednak w zdrowiu żyje. Stara się przecież jak diabli, ale co on biedaczyna może, skoro jest jednym jedynym filmem, z jedną jedyną fabułą, tyle tylko, że wciąż na nowo nicowaną – za nieduże pieniądze i przez kiepskich krawców.
Tak więc oglądam „O północy w Magnolii” i relacjonuję na bieżąco.

Na razie jestem po pierwszym kontakcie z dwójką bohaterów. Ona – blondynka w puklach świeżo utrefonych w idealne, lekko sprężynujące fale, odpicowana, schludna, zorganizowana, śniadanie oczywiście je na stojąco, czytając przy tym książkę, coby widz od kopa odrzucił podejrzenia, że jak farbowana blondyna to oczywiście jakaś niunia głupia. Oblizuje palce – ewidentnie film był kręcony przed zarazą.
Do pracy – rzecz dziwna – dyma po zaśnieżonym chodniku w wizualnie skracających nogi botkach, choć powinna zapindalać w czółenkach na cienkich szpilkach, bo tak jest przyjęte! Jestem zaskoczona! Gdzie styl, szyk i realizacyjna tradycja? Chyba, że z braku kasy na wynajęcie atelier, scena była kręcona na prawdziwym śniegu, a nie w zaspach zrobionych przy pomocy gaśnic proszkowych i aktorka, w trosce o zdrowie, dała odwał reżyserowi. Trudno wyczuć. Dobrze, że chociaż włos na głowie ani jej drgnął, i że miała na sobie rozpięty, niepogrubiający, wiosenny płaszczyk. Dzięki temu atrakcyjnie prezentowała się na tle szaroburych przechodniów-statystów, okutanych w ocieplane pokrowce, w prostackich uszankach, szalach i rękawiczkach.

[*I tu właśnie sobie przypomniałam, jak przy ostatnim, gigantycznym wzroście zakażeń, znieczulałam swój intelekt amerykańskim filmem świątecznym (tytułu nie pamiętam, bo to przecież niemożliwe), którego bohaterowie siedząc pod gwiazdami, wśród ZIELONYCH, GRUDNIOWYCH BRZÓZ i kopnego śniegu, na ALASCE, tak swymi sercami do czerwoności ogrzali mroźną atmosferę, że podczas intymnej rozmowy nawet para z ust im nie szła! Da się? Da! Tylko trzeba chcieć.*]

Już jest On – właśnie wygniwa z wyra, babrze żarciem gdzie popadnie, robi sobie sikowatą kawę. Rozczochrany, zaspany, spóźniony. Atrakcyjnie nieogolony. Czyli śliczny, rozczulający, leniwy niechluj romantyczny z gatunku tych, których późniejsze życie znowu bywa opowiadane w filmach, ale są to już dramaty psychologiczne z rozwodem, niezrealizowaną zawodowo acz nadal pięknie uczesaną żoną i uzależnionymi dziećmi w tle.
Teraz leci rozmowa obydwojga, na żywo w studio radiowym. Niby improwizowana a jakże błyskotliwa! Skrzy się niczym karnawałowy, brylantowy diadem z chińskiego marketu!
Chyba nie dam rady. Ale spróbuję – jeszcze chociaż kilka minut.
Trzy minuty.
Już wiadomo, że on ma dziewczynę, ona ma faceta, on jest głodny, ona ratuje go przed postsalmonellową, wodnistą biegunką, odbierając kawałek nieświeżego ciasta i wręczając w zamian własnoręcznie zrobioną sałatkę, którą w pudełeczku przytargała z domu. Skubany ideał kobiecej kobiety! Wow! (Mam w lodówce kubełek sałatki Lisnera z Aldiego – całkiem dobra. I kroić nic nie musiałam. Chyba zjem parę łyżek. Nie, nie podzielę się z nikim!)

Kurna, jednak dalej nie mogę! A tak chciałam być pierwszą osobą, która skomentuje ten film! Po wielu latach zaglądania na FilmWeb i sporadycznego udzielania się na forach, miałam szansę zabłysnąć krótkim opisem, niczym ta zorza polarna na pustym niebie, ale nie wyszło.

A Netflix, to niech sobie swoje rekomendacje do czterech gwiazdek wsadzi.

„Asterixa i Kleopatrę” włączę. Tam przynajmniej dialogi są zarąbiste i muzyczka i dubbing. I nos Kleopatry oczywiście. I Ideefix!

PS. Nie oceniłam filmu, bo za wcześnie odpadłam, a poza tym po co mam go ludziom obrzydzać. Obejrzą – zdecydują. Pzdr. KT.

Tokio

Genialne! Uwielbiam Twój tekst! Brawo!

bienchen

O! Dziękuję! Bardzo mi miło. Prawdę mówiąc nie liczyłam specjalnie, że ktoś to przeczyta, bo jak na forumową wypowiedź jest objętości, że tak powiem - epickiej. Tym bardziej się cieszę.

Tokio

Poprawiłaś mi nastrój tym wpisem, dzięki. Cenię dystans do siebie, błyskotliwość i poczucie humoru.
Pozdrawiam

Tokio

haha wzruszył mnie twój wpis, ja sama przewertowałam go (tj. ten film), bo wyjątkowo ciężko strawny dla mnie był, nawet jak na naiwny romans. Dzięki za poprawę humoru i pozdrawiem

ocenił(a) film na 3
Tokio

Hej Tokio, dzięki za wiesz co, Twój komentarz sprawił mi mnóstwo radochy (od tego się zaczęło), gdyż lepiej bym tego nie opisała własnymi słowy :-) chętnie będę przeglądać Twoje rekomendacje i tak samo podzielę się swoimi :-)

IzaKlara

Także dziękuję, miło mi. Chętnie przeczytam Twoje opinie, choć aktualna funkcjonalność FW mocno to skomplikowała - trudno jest dokopać się do wpisów znajomych. Pzdr. KT

ocenił(a) film na 10
Tokio

Zaśmiane, może i jest to typowe świąteczne romansidło ale z dumą stwierdzę, że obejrzałam do końca xD Pomógł mi fakt że uwielbiam Evana i w zasadzie tylko ze wzgl na niego włączyłam więc uważam że uratował nawet taki gatunek :D

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones