(...) Ton erotyczny został w „8. pasażerze…” zaakcentowany dość wyraźnie, ale najbardziej seksualizowana jest przemoc skierowana na mężczyzn. Obcy, jeszcze jako Facehugger, zostawia w astronautach swoje nasienie, a potem wyrywa się z ich kruchych ciał, w akcie brutalnego porodu. Drogę wygryza sobie przy pomocy waginalnej szczęki. Film bywa wręcz freudowski w swym podejściu do seksu, reprodukcji i gwałtu oralnego – niech Was nie zmyli intergalaktyczny twist, towarzyszący zawartym w scenariuszu metaforom. Pomyślcie nad tym, a już nigdy nie spojrzycie na falliczne kończyny Obcego tak samo.
Gdy Ripley staje się centralną bohaterką minut finałowych, a światło na statku rozbłyska i gaśnie w epileptycznym techno-amoku, emocje sięgają zenitu. Epilog „Obcego” stanowi znakomite zamknięcie tyleż eleganckiego, co widowiskowego filmu, który powstał po to, by zachwycać. Lepiej przedstawia się już tylko scena, w której Tom Skerritt trafia na ślad lovecraftowskiego pojazdu kosmicznego, a w jego wnętrzu znajduje skamieniałe truchło nawigatora z innego wymiaru. Scott i Giger, współtworząc „8. pasażera…”, osiągnęli sukces, który dziś obrósł już legendą. Krótka, lecz popisowa sekwencja z udziałem „Space Jockeya” jest tych słów najlepszym dowodem.
Pełna recenzja: #hisnameisdeath