Abstrakcyjny dokument na podstawie prawdziwej historii, przedstawiający zapiski gościa, którego ciało znaleziono w szwajcarskim lesie. Wynika z nich, że poszedł tam aby popełnić samobójstwo z wygłodzenia.
Z filmu nie dowiadujemy się niczego o motywach samobójstwa, a w zasadzie jest to tylko zlepek bezsensownych, najwyraźniej stockowych filmików i - średnio - dwóch zdań na minutę, które są najczęściej absurdalne. Na przykład:
"8 września. Ból żołądka jest cykliczny. Atakuje jak gejzer pryskający gorącą wodą co kilka minut. Być może ciało zsynchronizowało się z rytmem ziemi. Podczas ataku bólu nie mogę nawet myśleć, ale kiedy ból mija robię na trzeźwo notatki. Kapłani buddyjscy, którzy osiągnęli stan duchowego przebudzenia, musieli mieć czasem bóle głowy, żołądka i dreszcze. Niewątpliwie podtrzymywała ich wiara, ale dla niewierzącego człowieka, takiego jak ja, cierpienie nie ma sensu. Gdybym skoczył z urwiska, albo powiesił się, umarłbym natychmiast. Tymczasem celowo staram się doświadczyć wszystkich odcieni cierpienia poprzedzających śmierć i trwających ponad miesiąc."
...czyli, w wolnym przekładzie: "Cierpienie nie ma dla mnie sensu, ale jestem kretynem i nie jem już trzydzieści parę dni aby umrzeć z własnej woli"
Dżizz, co za patałach. Pomyśleć, że ludzie doszukują się w tym artyzmu, a niektórzy uznają to za mądry film.
Do obejrzenia na YouTube.