Błp! W dwóch trzecich samego słowa zbiera mi się na wymioty.
Jakże miłe zaskoczenie, jaka miła odtrutka po tej chorobie zwanej MCU. W końcu bez debilnych widzianek, leginsów z pelerynką, w końcu bez misji ratowania świata. Bez naparzania na piąchy i lasery. W końcu film dla dorosłych. Zajmuje się na poważnie konsekwencjami supermocny, bez operetkowych złoli i cudownych artefaktów. I jak to zagrane (dziewczynka daje koncert)! Dopiero takie filmy pokazują, jakim rakiem jest Disney, jak ograbia z głębszych treści i poszukiwań.