Wiem, że sam motyw filmu jest już mocno oklepany. Zresztą tak jak i grający głównego bohatera Peck (widać po nim lata). Jednak mimo wszystko zarówno aktorstwo, jak i sama fabuła trzyma dość przyzwoity poziom. To, co mnie jednak najbardziej urzekło w tym filmie, to przepiękne kadry, zdjęcia przyrody uchwyconej w takim cudownie plastycznym jesiennym pejzażu. Być może jest to jeden z nielicznych westernów, które zostały zrealizowane w naprawdę pięknych plenerach Gór Skalistych - a nie tylko te oklepane Arizońskie pustynie i Kanion.
Obiektywnie nie. Ale subiektywnie w moim odczuciu Gregory Peck to taki amerykański nieskazitelny dżentelmen, który nawet swoim wyglądem nie tyle zniewalał, co wykazywał olbrzymią przewagę nad pozostałymi aktorami. No i dlatego, że jego najlepsze filmy przypadły na wcześniejsze lata, lepiej kojarzy mi się w nieco "młodszej wersji" :))
Moim zdaniem Peck powiela swoje wcześniejsze westernowe role. (Nie wiem, może taki jego już styl). I w sumie o to mi głównie chodzi. Niby ten sam, ale jednak już podstarzały, a więc trochę niepasujący do wcześniejszej wizji.
Peck miał w tym filmie 56 lat, zeby tak wygladali wszyscy faceci w tym wieku to swiat byłby lepszy hehe.Popatrz nawet dzisiaj po ulicach jak wygladaja faceci pod 60 tke .
Jakieś ponad 10 lat temu TVP prezentowała "100 westernów na 100-lecie kina" i wtedy dopiero zrozumiałem, czym jest ów gatunek, że zbyt schematycznie się go rozumie, że mieści on w sobie liczne arcydzieła filmu, oraz że pejzaże to jeden z najsilniejszych atutów gatunku. Pamiętam wiele westernów z podobną scenerią Gór Skalistych albo z górami zimą, na pewno jest tego więcej. Słusznie zachwycasz się urodą plenerów także tego westernu - zastygałem, gdy tylko kamera pokazywała coś więcej niż główne postacie czy wnętrza...