"Lekka w odbiorze historia o prawdziwym człowieku", który cierpiał na wtrętowe zapalenie mięśni (IBM), rzadką i nieuleczalną chorobę autoimmunologiczną, z którą się zmagał aż w końcu go zabiła...

dokładnie tak, ocenia się tutaj filmy, nie czyjeś życie

Opinia "lekki w odbiorze" nie jest oceną tylko opisem:) W ogóle jaka racjonalizacja takiej opinii o filmie opartej na czyimś prawdziwym życiu, z prawdziwą nieuleczalną chorobą... Nieźle.

Nie, to wciąż jest opinia o filmie, nie opinia czyjegoś życia, bez względu czy film był oparty o prawdziwe wydarzenia czy nie, ocenia się tutaj produkcje filmowe, nie czyjeś życie, jak tego nie rozumiesz i nie potrafisz się z tym pogodzić to.... trudno

Jeśli ktoś myśli nad obejrzeniem. Film jest dobry. Mógł być zrealizowany lepiej ale trzeba być zdecydowanie zdystansowanym i już odczulonym by opisywać go jako "lekki w odbiorze". Ogólnie to chyba ktoś ogląda za dużo filmów, skoro nie potrafi już rozgraniczyć filmu opartego o czyjejś biografii (i o walce ze śmiertelną chorobą tej osoby) od filmu opartego na wymyślonej historii (bo dramat), i wrzuca do tego samego wora "bo to film jest", ale to nie moja broszka. To już kwestia kto i po co ogląda film. A ja po prostu uprzedzam innych gdyby chcieli obejrzeć, że film nie jest lekki w odbiorze, byłby gdyby przedstawił ten aspekt jego życia kiepsko, ale akurat to w tym filmie było pokazane bardzo bardzo dobrze. A nawet lepiej. Bo nie silili się na pokazanie tego "rozwlekająco i podkręcająco drame" tylko "oto choroba i życie w tej chorobie przez ostatnie 20 min filmu, rozumiesz ten ciężar albo nie rozumiesz, i tyle". Wrzucam tu swój komentarz jako kontrę w stosunku do opinii kogoś kto wydaje się kierować myśleniem: "to jak bardzo dramatycznie było pokazane daje filmowi większy ciężar niż jego autentyczność."

Nic więcej dopisywać nie muszę. Widać skąd wychodzi moja opinia i skąd Twoja. Jak ktoś chce obejrzeć to ta wymiana poglądów zdecydowanie więcej mu powie dla kogo to jest i na co się może nastawiać.

Skoro lubisz się "biczować" czyimś życiem to ok, nikt Ci nie każe tego nie robić albo właśnie robić, ale nie oczekuj od innych takiego samego zachowania. To, że film wydał mi się lekki w odbiorze - miał prawo mi się taki wydać i już. Bez względu na to czy Ty jesteś tym bardzo poruszona czy nie. W tym przypadku wychodzi Twój brak szacunku do czyjejś opinii, która jest zgoła odmienna od Twojej. Nie możesz zrozumieć, że film nie wywarł na mnie większych emocji, bo na Tobie wywarł. A jak już na mnie nie wywarł, to zaczynasz obrażanie typu za dużo filmów ktoś ogląda i tego typu podobne "pstryczki". I cały czas piszę o filmie, nie o osobie, a Ty wciąż odnosisz się do biografii postaci, a nie filmu jako produkcji w danym gatunku. Mam prawo pisać opinie o FILMIE na portalu poświęconym produkcjom filmowym. Nie będę oceniał filmu na podstawie tego, że ktoś miał ciężkie, bolesne życie, bo film taki nie był i tyle.

lekki, bo nie specjalnie poruszał czy chwytał za serce

Masz rację. Ot mamy faceta, któremu niespecjalnie szło w życiu, więc postanowił się uprzeć i zostać księdzem, bo wmówił sobie, że poczuł Boga. No i się mu udało, chociaż kościół pewnie przyjął go w głównej mierze z litości i faktu, że zrobi to dobry PR dla tej instytucji.

Dokładnie to miałam na myśli. Nawet nie wiem czy on poczuł Boga. Generalnie gość lubił upierać się przy różnych rzeczach które mu niespecjalnie wychodziło, no a tu akurat się udało