Miałem okazję obejrzeć film już teraz z racji tego, że mieszkam w Australii i wypuszczają
amerykańskie filmy miesiąc szybciej niż na rynku europejskim.

Do kina szedłem z niewielkimi nadziejami . Delikatnie rzecz biorąc nie byłem entuzjastą
talentu Afflecka i nie wierzyłem, że udźwignie jakikolwiek film jako aktor, a co dopiero
jako reżyser.

Po filmie z kolei nie mogłem wyjść z wrażenia - fantastyczne zdjęcia, niesamowita gra
Afflecka jako nieco zagubionego życiowo, lecz kompletnie oddanego pracy non
konformisty. Doskonałe wręcz odzworowanie rzeczywistości lat 80, co było tym
trudniejsze że scenograf musiał dokonać tego na płaszczyźnie nie tylko Stanów, ale też
Iranu oraz Turcji. Fenomenalna muzyka i genialna kreacje Alana Arkina i Bryana
Cranstona, których cytaty aż sobie wrzuciłem do notesu :)

Najbardziej podobało mi się jednak świetnie nakreślone polityczne tło i dylematy które
stwarza - o sile zdrowego rozsądku nad wszelkimi działaniami dyplomacyjnymi czy
politycznymi.

Zdecydowanie polecam