Przede wszystkim nudny, fabularnie jak Bond, ale brakowało tego klimatu choćby z Dr. No.
Początek świetny, lecz im dalej tym gorzej.
Według mnie remake tego filmu( Nigdy nie mów nigdy) również z Connerym był o wiele lepszy.
Pozdrawiam serdecznie(To moja subiektywna opinia)
Witam
Oczywiście szanuję Twoją opinie ale się z nią nie zgadzam :))))
Film kapitany i wyjątkowy - o czym świadczą nagrody jakie zebrał, fakt że pewne sekwencje w nim są zbyteczne ale będę się upierał, że obok The Spy Who Loved Me i Dr. No to jeden z trzech najlepszych Bondów :)
Co do "Nigdy nie mów nigdy" to jakoś mi nie podchodzi :) Ale co gust to gust, ludzie mie mogą przecież mieć ich takich samych (gustów) :)))
Pozdrawiam :)
Co do gustów to widać ich rozbieżność właśnie tutaj.......moim ulubionym Bondem jest bez wątpienia Goldfinger :P
Mnie też ten film słabo podchodzi jak na bondy z Seanem, ale i tak plasuje się w czołówce. Podobno to ulubiona część Connery'ego. Może i moja też by była ale bardzo nie podobało mi się przyspieszone tempo w finałowej walce na łodzi Largo oraz zbyt długa walka podwodna parę minut wcześniej. Są też plusy: scena w której James wymyka się z basenu obok rekinów, czy sama bardzo ładna dziewczyna Bonda. Jednak ogólnie film wydaje się słabszy niż "Goldfinger" czy "You only live twice".
Co do "Never say never again" to wg mnie zmarnowano potencjał zarówno zaangażowania Connery'ego jak i kręcenia filmu 20 lat później.
No cóż, jestem świeżo po seansie najnowszego Bonda, czyli Quantum of Solace. Nie będę się specjalnie rozwijał. Casino Royale z Craigiem jeszcze w miarę mi się podobało, ale Quantum wskakuje na pierwsze miejsce mojej listy najsłabszych filmów o Bondzie. Tym samym stwierdzam, że Operacja Piorun mimo, iż miała dużo minusów była jednak niezła. Bond to Bond, a Quantum to już tylko zwykłe kino sensacyjne.
Pozdrawiam serdecznie
To prawda. Bardzo chaotyczny i po prostu nudny.
Ale to "Ośmiorniczka" to najgorszy film w cyklu.
Roger Moore komrpomituje tu Bonda (wespół z reżyserem i scenarzystami) po całości. Przebiera się tu za... KROKODYLA! MAŁPĘ, a nawet KLAUNA i trudno nie odnieść wrażenia, że jest nimi wszystkimi, tylko nie Bondem. A scena gdy skacze na lianach w rytm melodii z Tarzana to już autoparodia. Wstyd!
Zwłaszcza po tak twardo stąpającym po ziemi i z tego powodu właśnie udanym "Tylko dla twoich oczu".
Chała.
Taki "Nigdy nie mów nigdy więcej" nie jest filmem bez wad (największą jest to, że to remake "Operacji: Piorun"), ale przynajmniej nie ośmiesza bohatera. I jest ciekawy.