Film jest jednym z typowych przykładów czeskiego kina komediowo-obyczajowego. Co
powinno oznaczać, że jest dobry. Niestety, po kapitalnym początku, moc opada. We wstępie
widzimy kilka wstępnych gagów i zaskakujących, typowych dla czeskiej kinematografii, a
jednak nieprzewidywalnych pomysłów. Mówię tu o indywidualnych "pasjach" jak puszczanie
baniek z butelki z piwem (coś na kształt plucia na ósemkę z "Guzikowców"), czy
sympatycznych zabobonach polegających na gotowaniu włosów. Szybko jednak urok
przeradza się w melancholię, a zabawa w smętne kibicowanie bohaterowi w niemożliwym
do osiągnięcia celu. Jeśli zamysłem reżysera było wprowadzenie odrobiny refleksji i
obyczajowego dna, sięgającego dalej niż pierwszoplanowe komediowe perypetie, niezbyt
dobrze to wyszło. W tej kategorii znacznie bardziej intrygująco, choć i tak nieco drętwo wyszło
to w "Butelkach zwrotnych".
Słowem - początek zapowiadał pozytywną czeską komedię. Skończyło się na dość
posępnym i ciągnącym się kinie obyczajowym o pociesznym pechowcu i licznych damsko-
męskich perypetiach. Dziękuję, postoję. Wolę jeszcze raz obejrzeć "Guzikowców" lub "Jedna
ręka nie klaszcze".