Swojego czasu, w połowie lat 60', studenci wydziału reżyserii Państwowej Wyższej Szkoły Filmowej, Telewizyjnej i Teatralnej w Łodzi, oglądali film "Osiem i Pół" w kinie Filmówki. Po projekcji tego filmu, na sali panowała absolutna cisza. Wszyscy przyszli reżyserowie, a wśród nich sam Krzysztof Kieślowski (w którego autobiografii znalazłem opis tejże sceny), milczeli porażeni geniuszem Federico Felliniego. Dla mnie taka rekomendacja filmu wystarczyłaby za milion recenzji. I żadna negatywna opinia nie zniechęciłaby mnie do obejrzenia go. A teraz, kiedy widziałem go już kilkakrotnie, mogę jedynie zgodzic się z tamtymi ludźmi sprzed ponad pół wieku: ten film jest arcydziełem, a Federico Fellini był geniuszem. Ot co.
O rany, jaki truizm :/ Otóż, chciałem poprawiac się zaraz po napisaniu swojego posta, ale stwierdziłem, że nikt nie przyczepi się do takiego szczegółu. Jak widac, ktoś zawsze musi dorzucic swoje 3 grosze, chocby na siłę. Gratuluję celnej uwagi.