Młoda nauczycielka zabija ucznia broniąc się przed gwałtem. Jako, że jej dzielny i pochwały godny (nie, to nie sarkazm, mówię poważnie) czyn nie spotkałby się pewnie z aprobata społeczeństwa i władz, nasz biedna bohaterka stara się go ukryć. Muszę przyznać, że jak na b-klasowy dramat kryminalny z końca lat 40-tych to jest to bardzo udane kino. Nie trudno o empatię dla głównej bohaterki, a atmosfera fajnie gęstnieje i suspensu nie brak. Warto zobaczyć.
jeżeli był to nieletni, to jest to morderstwo. Jeżeli nie - działanie w obronie (choć nie da się ukryć że dość trudne do udowodnienia).
Nazywanie przez ciebie działania w tak dramatycznych okolicznościach 'dzielnym i godnym pochwały' jest niepokojące.
No spoko, ale Ty nie komentujesz filmu, tylko akcję "#metoo" i swoje niepokoje. I ew. prawo w USA w 1949, o ile je znasz. I zwracasz się z tym personalnie do mnie, stąd pytanie.
Komentuję twój komentarz. 'jej dzielny i pochwały godny (nie, to nie sarkazm, mówię poważnie) ' i 'Nie trudno o empatię dla głównej bohaterki'.
No wiem, ale właśnie nie wiem po co. Ale ok.
"metoo" - luźne skojarzenie. Była molestowana to metto i ch*. Akcję przemilczę, bo szkodziła sprawie.
Godne pochwały jest to, że ofiara zabiła w obronie własnej oprawce. Podziwiam i szanuję, a Twoje niepokoje w tej kwestii... no nie interesują mnie.
'Nie trudno o empatię dla głównej bohaterki' - a to akurat wyciągasz pierwszy raz. Co złego w tych słowach? Nie odczułeś empatii?
Szacunek rozumiem, ale podziw ? Wątpię aby w rzeczywistości ktokolwiek podejmujący nagłą decyzję pozbawienia oprawcy życia w obronie koniecznej traktował to jako chlubę.