„Ostatni Samarytanin” to film trzymający w napięciu do ostatniej minuty! Moi poprzednicy wyśmiali nagłe zwroty akcji – których ponoć nie było, ale można dostrzec w tym potencjał. Już od pierwszej sceny widz zastanawia się, czy oglądany przez niego film to thriller, czy może komedia? Gdy po namyśle, naiwnie uwierzy, że jednak thriller, któryś z bohaterów szybko rozwiewa wątpliwości np. miażdżąc sobie głowę expressem do kawy.
Wątek miłosny przyprawia o dreszcz! Kelnerka zakochująca się w pierwszym kliencie, który zostawił jej słony napiwek! Jakież to… głupie. Choć po głębszej analizie (tak, tu jest co analizować), nie można się biedaczce dziwić. Gdybym 5 lat spędziła u boku takiego prymitywa, jakim był jej ex chłopak, widząc Iana Somerhaldera od razu dałabym na zapowiedzi.
Swoją drogą, Ian świetnie wcielił się w postać mentalnie zagubionego księgowego. Choć jego przesłodzone spojrzenia zdawały się skrywać pustkę lub co najmniej brak zrozumienia dla otaczającej rzeczywistości, na kobiety działał jak zwykle – bez zarzutu :)
Sceny akcji perfekcyjnie dopracowane. Aż tak perfekcyjnie, że dzięki licznym retrospekcjom mamy okazję prześledzić je kilka razy. Czasem w zwolnionym tempie. Cóż, przynajmniej widz może się wszystkiemu bardzo, bardzo dokładnie przyjrzeć. Niczego nie da się pominąć, a gdyby przypadkiem się to komuś udało, pod koniec pojawia się kolejny skrót dotychczasowych wydarzeń, chyba najdłuższy ze wszystkich. To nadaje dziełu uniwersalności! Nadaje się ono zarówno dla odbiorców trzeźwych, jak i nieco wstawianych, czy nawet tych, którym główny bohater dwoi się w oczach!
Ukoronowaniem dzieła, a tym samym wielkim finałem jest jakże podniosła scena przy fontannie, w której właśnie kąpie się pies. Wspaniałe ujęcia! Jednak dla mnie momentem podsumowującym film, była jedna z nieco wcześniejszych scen. Złoczyńca celujący bronią w wystraszonych kochanków. Na ich twarzach (szczególnie Somerhaldera) maluje się strach. Czy mężczyzna pociągnie za spust?! Czy uda im się uciec?! Nagle dziewczyna rozpoznaje napastnika i wścieka krzyczy do niego, że kiedy był w jej restauracji, nie zostawił zbyt dużego napiwku! Co za bezczelność! Jak śmiał?
Doskonała parodia thrilleru, szczególnie oglądana w doborowym towarzystwie :) Polecam gorąco.
:DD
"Gdybym 5 lat spędziła u boku takiego prymitywa, jakim był jej ex chłopak, widząc Iana Somerhaldera od razu dałabym na zapowiedzi."
Ja, widząc Somerhaldera zrobiłabym to bez względu na to jaki byłby ex ;)
O kurde, ja to napisałam? :)
Od tego czasu minęła mi fascynacja tym aktorem, na szczęście.
Przyznaję, jest przystojny - ale to chyba jedyna zaleta. Bo aktorem jest marnym.
TVD teraz się sypie, ale Lost był całkiem w porządku. W Wake trochę tandeta, ale ogólnie jego gra była lepsza niż głównej bohaterki :P How to make love to a women za dużo go nie było, ale też nie było źle.
Lost ok - choć najbardziej podobały mi się 1 i 2 sezon. Potem się gubiłam w tym wszystkim.
Wake - jakoś lubię ten serial, nie wiem czemu bo ambitny nie jest :P ale gra Iana mi się nie podobała, nie wysilał się zbyt.
Podobał mi się też film Puls ale to głównie za rolę Bell :)
Wake to akurat film :P "Przebudzenie" czy coś po "polskiemu". W Lostach rzeczywiście trochę pogmatwane się robi, ale ogólnie to fajnie. Puls bardzo fajny, "nie ma to jak komórki zabijające ludzi" :D Fajny duet, choć jakoś mogli by lepiej dobrać główną parkę.
Przejęzyczyłam się :) tak, chodziło mi o film
Ja bardzo lubię Kristen Bell więc i jej rola mi się podobała. Bardzo zdolna aktorka.
Racja, tekst bitterpill rewelacyjny.
Rety, po co ja obejrzałam ten film... Jestem na zwolnieniu i od razu temperatura mi skoczyła; nie wiem czy bardziej ze śmiechu czy z rozpaczy.
Ech, Ian...
To teraz już wiesz czemu moja że tak powiem "fascynacja" Ianem trwała tylko do momentu kiedy na poważnie wzięłam się za jego filmografię. Powiem Ci że to było straszne przeżycie w mojej "karierze filmomaniaka"XD Serio, męczyłam się jak głupia brnęłam w zaparte i myślałam że skoro Ian ( 1 sezon) tak mnie zauroczył jako Damon to w reszcie swoich filmów też będzie podobnie, hehe. Ale wdepłam w przysłowiowe bagno. Każda kolejna produkcja właściwie tylko utwierdzała mnie w przekonaniu że Ian nie tylko gra w gniotach, ale też jest tragicznie słabym aktorem. On tylko jako Damon błyszczy, jeszcze imo do czasu...Spadły mi różowe damonowe okularkiXD
Teraz się sama z siebie śmieję.
Cóż, ja to chyba jestem bardziej sentymentalna, może dlatego, że noszę szkła - 9, 5 dioptrii, a one nie spadają tak łatwo :) Dalej Iana/Damona lubię i nic na to nie poradzę.
Przynajmniej przy najnowszym odcinku TVD (5x06) nieźle się uśmiałam.
A jak będę chciała samą siebie za coś ukarać obejrzę "W płomieniach". Jest następny na liście, a notowania ma gorsze niż "Ostatni Samarytanin".