Niestety malo ktory film ostatnio jest w stanie mnie zaskoczyc. "Ostatni bastion" jest jednym z tych przewidywalnych.
1. Standardowa fabula: czlowiek trafia do wiezienia, wpierw jest nielubiany, ale w niedlugim czasie zdobywa zaufanie i przyjazn wiekszosci wiezniow.
2. "Pozytywny" bohater (nie oznacza to, ze glowny), zawsze ginie - mam na mysli Aguilara.
3. Zawsze mamy rywalizacje glownego bohatera z naczelnikiem wiezienia.
4. Zawsze w filmie wystepuje kapus.
5. Kiedy tylko ciemnoskory general (nie pamietam nazwiska) zagrozil, ze gdy tylko zginie jeszcze jeden czlowiek, naczelnik wizienia zostanie zwolniony - od razu bylo wiadomo, ze zginie glowny bohater.
6. Tylko czekalam na triumfalne i superpatriotyczne pokazanie flagi amerykanskiej - zauwazyliscie, ze pokazuja ja w wiekszosci filmow? A gdy glowny bohater ginie w tak patriotycznym gescie, jak wieszanie flagi - to sie plakac chce (w domysle oczywiscie, bo mnie to nie wzruszylo)

Zastanawialam sie tez nad samym pokazaniem postaci. Chyba mialo byc tak, ze mamy biednych wiezniow uciskanych przez zlego naczelnika. Ale pomyslmy. Ci ludzie nie trafili do wiezienia za nic. "Biedny" Aguilar ginie, rezyser pokazuje to w taki sposob, aby bylo nam go zal. Ale z drugiej strony, czemu ma mi byc zal czlowieka, ktory zabil nozem przelozonego? Podobniez dlaczego ma mi byc zal glownego bohatera, ktorego prawdziwych powodow do niesubordynacji nie znamy? Nie wiadomo, czemu nie posluchal swojego przelozonego, wiemy natomiast, ze zginelo 8 osob. Mnie tam wcale nie jest go zal.

Co o tym myslicie?