Co tu dużo pisać. Było to tendencyjny film więzienny, w którym mamy okrutnego naczelnika więzienia i "bezbronnych, biednych" przestępców. którzy chca jedynie uznania ich honoru i godności. Żeby osiągnąć swój cel niszczą pół więzienia i prawie przejmują nad nim kontrolę, a wszystkim dowodzi genrał pełen szlachetnych cech więźnia(w tej roli monumentalny Redford - co on tu w ogóle robi?). Patos leje sie strumieniami i wszyscy są dumni ze swojego(amerykańskiego) sztandaru. Aachh jak ja kocham taką utopię :)