I myślę, że cała prawda o marynarzach mieści się w tym jednym zdaniu. Film w porównaniu z książką Lutowskiego pozwala w łatwiejszy, bardziej przystępny sposób wejść na pokład Jastrzębia. Poczuć ciasnotę pomieszczeń, chłód stali, mrok chronicznie niedoświetlonych pomieszczeń. "Wilki morskie" z pewnością czerpać będą z tego co na morzu, "szczury morskie" zaś skupią się na szarym krajobrazie Gdyni, kolejek, świątecznej gonitwy.
Na uwagę zasługują również osobliwe relacje jakie łączą głównych bohaterów filmu. Na morzu - kapitan, na lądzie - Adam. W drugą stronę ten podział nie działa.
Pani Teresa Szmigielówna swoją rolą/kreacją w tym filmie "zahaczyła" o najwyższy pułap elegancji, niedostępny dla większości dzisiejszych aktorek. Zaryzykuję stwierdzenie, że jest to poziom Marii Callas w "Medei" lub Anny Magnani w "Mamma Roma". I nie jest ważne, że gra jedynie epizod...