To był chyba pierwszy film, podczas którego nie skakałem po kanałach. Zawsze to było nagminne. Ale ten film mnie tak wciągnął, że zapomniałem o pilocie. "Amerykanie używają przemocy, żeby powiedzieć o uczuciach, Kanadyjczycy - nie", jak napisano w jakiejś recenzji o tym filmie. I fakt, nikt nie wysyła tutaj 12 kowbojów, żeby zniszczyli jakąś asteroidę czy co tam. Koniec świata, to koniec świata. Nawet nie sprecyzowano na czym by to miało polegać. Chodziło o pokazanie reakcji ludzi, którzy czekają na koniec. Wszak codziennie ktoś dostaje od lekarza diagnozę "Zostały panu dwa miesiace życia", czy gdzieś jest orzekana kara śmierci. Tutaj doprowadzono do sytuacji, gdy WSZYSCY czekają na koniec. I radzą sobie z tym różnie. Fenomenalny film, właśnie przez ów przekrój zachowań ludzkich. Polecam. Naprawdę.