Tania podróbka grindhouse, irytujaca w każdym calu. Porażająca głupotą i efekciarstwem. Bezczelnie podszywająca się pod kino exploitation, którym nie jest. Stokroć gorsza od najmniej udanych filmów Eda Wooda. Złe dialogi, efekciarskie ujęcia, żenująca teledyskowość. Twórcy dokonali czegoś niezwykłego: absolutnie obrzydzili mi Erin Cummings, która oczarowała mnie w SPARTAKUSIE. Zarówno ona, jak i pozostałe dziewczyny z obsady jawią mi się teraz jako plastikowe lalki, animowane przez komputer. Jeśli było w ich urodzie coś naturalnego, nie skażonego chirurgią plastyczną, z pewnością nie zobaczymy tego w tym cuchnącym, deprymującym gniocie. Rzecz ku przestrodze: Oto, co się dzieje, jeśli za kręcenie kina klasy B zabierają się bezmózgie beztalencia z pokolenia MTV.