Uwielbiam ten film zwłaszcza ze względu na pewien monolog i cudowne zdnaie "Nobody's perfect"...
Tony Curtis i Jack Lemmon wspaniali i niezastąieni przyćmieni zostali przez najcudowniejszą blondynkę jaką kiedykolwiek filmowała kamera Marylin Monroe...
Ach co to były za czasy chciałoby się westchnąć widząć spokojny świat ciekawy i przyjazny...tak różny od współczesnego....