Od samego początku oglądając ten film przypominała mi się słynna Śmierć Komiwojażera... Nie chodzi tylko o to, że oba filmy na podstawie sztuki teatralnej, ale jest o wiele więcej zbieżności... Nie zdziwiłbym się jak by autor sztuki szukał inspiracji w Śmierci... co może nawet jest gdzieś podane w necie.

Co do samego filmy życiowa rola Denzela... Sam go robił więc widać, że zrobił dla siebie rolę bez żadnych ograniczeń... Czy zagrał idealnie ? Moim zdaniem mimo wszystko nie, ale do ideału brakuje naprawdę niewiele... Rola zresztą niejednoznaczna, ciężka... Film zrobiony jest bardzo dobrze, postacie świetnie odegrane... Jedyne czego mi trochę brakuje to jakiegoś klarownego przesłania, czegoś co film miał pokazać lub przekazać. W słynnej Śmierci Komiwojażera było to dla mnie bardziej czytelne... Muszę też przyznać, że to najbardziej intelektualny film zrobiony przez Afroamerykanów jaki widziałem... Z jakiegoś powodu nie robili filmów tak intelektualnych... Nawet Spike Lee to filmy bardziej społeczne, z przesłaniem.... Filmy czarnoskórych twórców z USA bywają najczęściej lekkie, co nie znaczy złe... Tu mamy rzeczywiście film poruszający ważne kwestie, a do tego nie udający "białego kina" bo są pokazane dokładnie problemy Afroamerykanów i całość jest umiejętnie w to wpleciona... Na pewno każdy kinoman powinien choć raz zaliczyć ten film. Nie dziwi też fakt, że właśnie taki film zrobił i zagrał w nim najbardziej uzdolniony czarnoskóry aktor amerykański... Film polecam...