"Płynąc pod prąd" to film oparty na wspomnieniach Tony'ego Fingletona, znakomitego pływaka-nastolatka z początku lat 60-tych. Jednak główną postacią filmu nie jest on sam, lecz jego ojciec, Harold. To jego osoba definiowała rodzinę i atmosferę, w jakiej Tony i czwórka jego rodzeństwa dorastała. Harold to postać złamana przez los. Przerażające doświadczenia z dzieciństwa, których możemy się jedynie domyślać, sprawiły, że stał się człowiekiem ostrym, niebezpiecznym, nieprzewidywalnym i zmiennym. Nie udało mu się uwolnić od demonów, przez co sam stał się niszczycielską siłą we własnej rodzinie. Podążając za marzeniami, żyjąc przegraną przeszłością, ślepy jest na uczucia bliskich, nie cofnie się przed zniszczeniem braterskiej więzi. Pragnąc radości, w swej zachłanności wszystko niszczy. W jego cieniu wyrasta, z początku wątłe, z czasem coraz bardziej zahartowane młode "drzewo', Tony.
"Płynąc pod prąd" to dość typowa opowieść o toksycznej rodzinie. Zrobiona sprawnie, z dynamicznymi scenami sportowymi (są to najlepsze sceny w całym filmie). Reżyser czasami za bardzo podkreśla rzeczy oczywiste, czasem zapomina, że opowiada historię, podążając za najlepszymi ujęciami. W sumie jednak jest to dobre, choć mało oryginalne kino.