Pierwsza część, spokojna, klimatem przypomina trochę "Whale Rider", ale nie dorasta do tamtego filmu, jest momentami nudna. Mam wrażenie, że Hugh Laurie, rzucony na Papuę-Nową Gwineę, nie czuł się tam swobodnie, a dodatkowo pozbawiony swojego uroczego sarkazmu, którego w tej roli dla niego nie przewidziano, specjalnie nie zabłysnął. Druga część filmu, pełna dramatycznych wydarzeń, jest bardzo dobrze zrealizowana, porusza i wzrusza widza. Film jest na pewno oryginalny, ładnie nakręcony, dobrze zagrany i ma w sobie to "coś". Można go obejrzeć, pod warunkiem że nie będzie się oczekiwało wybitnego dzieła.