"Paryż 05:59" to wyjątkowe doświadczenie z dwóch powodów. Po pierwsze, porusza temat rzadko pojawiający się w kinie, i to w odważny sposób. Po drugie: oczywiście, osławiona scena otwierająca. I nie chodzi mi o to, co pokazuje. Sceny seksu grupowego w kinie już były, i to bardziej odważne. Mam na myśli raczej to, że żadna z nich nie została tak wyestetyzowana.
Mam natomiast problem z odniesiem się do sugestii o autentyczności filmu. Owszem, portret miasta, relacje między bohaterami, problem - to wszystko pozostaje wiarygodne, ale dla mnie schematycznie "Paryż 05:05" bliski jest baśni. Mamy i "miłość od pierwszego wejrzenia", i morał, i trudności piętrzące się na drodze do happy endu, a niektóre zachowania bohaterów wspólgrają z odrealnieniem niektórych scen (w tym otwierającej).
W każdym razie, seans uznaję za satysfakcjonujący. :)
Więcej i składniej piszę tu (zwracam tylko uwagę na ewentualne spojlery): http://saligiatheatre.blogspot.com/2017/02/paryz-0559-theo-et-hugo-dans-le-meme. html