Zastanawiam się, czy Amerykanie mają jakiś kompleks, czy po prostu są tak infantylni i głupi, żeby tworzyć, i co gorsze, oglądać takie filmy. Ja np. bardzo lubię filmy historyczne, bo mogę się trochę dowiedzieć o tamtych czasach i przeżyć bezstresową lekcję historii. Ale z drugiej strony nienawidzę, gdy twórcy traktują nas jak niedorozwiniętych emocjonalnie 8-latków serwując nam 'papkę', że ośmielę się tak nazwać to dzieło kinematografii amerykańskiej. Umieściłabym je tuż obok 'Pearl Habor' w gronie najgłupszych filmów historycznych i nie mam ani krzty miłosierdzia przed ocenieniem 'Patrioty'. Od pierwszych scen mamy wrażenie, jakby 'to już było', co więcej, widzimy Mela Gibsona długowłosego, choć z baczkami ewentualnie z kitką (czyżby filmowcy przypuszczali, że nie skojarzy nam się z walecznym Wallace'm? Mnie niestety skojarzył się i to upiorne uczucie trwało do końca filmu), ale nadal w podartej koszuli, kunsztownie pobrudzonego i pokrwawionego. A w akcji też jakoś świeżością nie powiało, nie oszukujmy się, scenarzysta bezczelnie ściągnął motyw 'Bravehearta' postarzając go o kilka(set) lat i dodając kilka motywów z kretyńskich amerykańskich popłuczyn. Mamy więc kolejno: nikomu nie wadzącego farmera (XVIII wieczny model wieśniaka), który chcąc-nie chcąc staje do walki z najeźdźcą (tu nawet różnicy nie ma) i mści śmierć syna (różnica!).Ku mojej rozpaczy nie zginął na końcu. Wyliczałabym tak długo czasu, ale jest jeszcze kilka rzeczy, które grzechem byłoby ominąć. Mamy więc co następuje: sielankowy obraz farmerskiej rodziny (amer. rutyna), Amerykanie nie podarowali sobie nawet wątku niewolniczego (zwróćcie uwagę na stosunki pan-sługa w domu Bena), wzruszający wątek murzyna-patrioty i wszystko, co dało się upchać, żeby było bardziej patetyczno-sentymentalnie (miłość Gabriela i tej, jak jejtam-żenujące).To i jeszcze kilka innych wątków sprawia, że mamy do czynienia z jednym najbardziej ckliwych wypocin filmowych (taktownym było zapłakać conajmniej ze 3 razy i zarechotać w 3 momentach)ostatnich lat. Mel Gibson grał tak, jakby zapomniał,że to nie druga część Braveheart i serwuje nam mimikę patetyczno-ckliwo-napuszoną.
Cóż dodać, żeby zareklamować to niewątpliwie niezapomniane widowisko? Wzruszająca muzyka (jak się do czegoś zabierze mistrz Williams, to tylko boki zrywać. Cudowna była scena pojedynku Bena i Tavingtona, gdzie, daję głowę, słyszałam motyw ze 'Szczęk'), zaskakujący scenariusz (sic! Benjamin nie umarł. I tu, darujcie, ale muszę wtrącić- ten scenariusz jest cokolwiek kulejący, bo jakże mamy uwierzyć, że wysławiany kilka minut wcześniej gen Cornvalis daje się w tak kretyński sposób przechytrzyć bandzie buntowników? Jak 20 Anglików mogło zostać zaszlachtowanych przez 1 człowieka+ 2 dzieci, z których żadne nie spudłowało?Chyba jestem na to za stara, żeby w takie bzdury uwierzyć) i pogłębione portrety psychologiczne bohaterów (hmm..., niczym studnie na Saharze w porze letniej), szalona poprawność polityczna (źli Anglicy i kryształowi, choćby to miały być typy spod ciemnej gwiazdy, Amerykanie). A tak a propos- kapitan Tavington był uroczy (te jego niebieskie oczy zimne i okrutne i ładny mundurek,a scena przy potoku, gdy się golił... mniam, mniam), to stanowczo mój ulubiony bohater i wyobraźcie sobie tylko moją rozpacz, gdy zginął....aż mi łezka w oku się zalęgła. Ja stanowczo nie zgadzam się na taki koniec! Tavington powinien zamordować B. Martina, wysiec wszystkich powstańców, a na koniec zostać gubernatorem kolonii. (poprawmy historię!Zresztą sami twórcy niejednokrotnie to poczynili)Co wy na to;)? Ja bym tam wolała jego niż napuszonego niczym Redford w "Ostatnim Bastionie" podstarzałego Mela G.
Przepraszam, ale chyba mnie ponioslo. Troche to dlugie. Powodzenia przy czytaniu. Ciekawa jestem waszych opinii...
PS. Naprawdę ładne sceny bitewne, tu nie mogę nic zarzucić
o jaki
kompleks chodzi. Bo z całej tej tyrady nie załapałem. rozumiem, iz wtrakcie ogladania odnosłaś wrażenie, a później pzrez to wrazenie oglądałaś film. to sie nazywa świeżość odbioru. mi zawsze wydawało się sztuką tak podejść do tekstu, filmu etc. jakby był zupełnie nowy, umieć spojzrec na niego z perspektywy całości, wpierw, potem dopiero poszukiwać powiązań, ew. zapożyczen. myśle ze Twoja teza jest niewykle słabo uzasadniona, fakt podobieństwa nie swiadczy o pokrewienstwie (conf. ewolucja), historia lubi sie powtarzac. wreszcie przecież to nie jest film dokumentalny. film jest opowieścią, czasem bajką. czy mamy zrezygnować z bajek? I czy uczucie do kapitana nie wyraża sie w krytyce do postaci przeciwnej. wiec moze jednak bajka? pozdrawiam
a tak przy okazji
o co chodzi z tą podstarzałoscią? zauważam ostatnio, ze niewiasty strasznie nie lubią aktorów którzy pzrekroczyli pewien próg wieku a zwawo sie rudszają? o co chodzi wtym, na serio jestem ciekaw bo nie pojmuje.
messer!!! prowadź!!!
O lady, zawsze podziwiałam Twój talent i sarkazm wyciekający z każdej z Twych komentarzy! Nie daj się krytykować maluczkim! (vide niejaki Robert Cinema :/) I pisz więcej :).
heh,czuć, że pisałaś na gorąco :) miałam podobny odbiór tego filmu, świra dostaję jak widzę taki podział na walecznych i prawych z jednej strony i okrutnych, zblazowanych z drugiej.
co do kompleksów-coś w tym jest. trzeba mieć wysoką samoocenę, by dostrzec swoje wady, błędy -i co najważniejsze się do nich przyznać- a amerykanie mają z tym problem.