Otóż gdy jakaś osoba zrzuca wszystkie maski, dzięki którym funkcjonuje w społeczeństwie
(mam tu na myśli koncepcję Junga, którego przytoczyła autorka recenzji "polala"), zostaje
pustka. I, moim zdaniem to właśnie w tej pustce jest miejsce na Boga. Kiedy człowiek
uświadamia sobie, że sam z siebie jest niczym, z pomocą może przyjść tylko Absolut, istota
doskonała, która człowieka powołała do istnienia i bez której ów człowiek nie może
funkcjonować. A jeśli mimo wszystko chce odczuwa właśnie coś na kształt świadomości
Elizabeth. Typowa katolicka teoria (a jak wiadomo nie wszyscy są katolikami) i może nie
trafiona, ale jak powiedziałem, to moje zdanie.
Nie tylko "katolicki" Bóg jest na świecie i nie każdy musi być katolikiem. Bóg może być czymkolwiek czego człowiek potrzebuje. Wiedzą, pieniędzmi, miłością etc...
a ja, w przeciwieństwie do gnoma_2 nie zgadzam się zupełnie. Prawisz jak ksiądz z ambony.
"Kiedy człowiek uświadamia sobie, że sam z siebie jest niczym, z pomocą może przyjść tylko Absolut, istota
doskonała, która człowieka powołała do istnienia i bez której ów człowiek nie może
funkcjonować"
Nie wiem jak to wyłowiłeś z tego filmu, ale, moim zdaniem, absolutnie taki pogląd nie wynika z "Persony". Nie chcę narzucać nikomu interpretacji tego dzieła, które może być - przyznaję - interpretowane na wiele sposobów, ale z tym stricte teocentrycznym tekstem - moim zdaniem przegiąłeś i wątpię by Bergman chciał, by tak odczytywano jego film. Pozdrawiam.