Zafałszowanie z powodu poprawności politycznej. (Jak mogła Murzynka w tamtych czasach być przyjaciółką i powierniczką jej zmarłej matki)
Współczesny język i maniery.
A nie można popatrzeć na aktorów, jak na ludzi po prostu? Bez zwracania uwagi na kolor skóry tylko czy dobrze grają? Dialogi akurat są błyskotliwe i ośmieszające w punkt sposób myślenia ówczesnego społeczeństwa. Już tyle było takich samych ekranizacji tej bezbarwnej książki, że ta jest odświeżająca jak morska bryza w upalny dzień. I super, że jest współczesny język i zachowania. Dakota jest świetna w tej roli w porównaniu do mdłej, smętnej Sally Hawking. Dajcie reżyserom swobodę twórczą, a nie ciągle to samo i to samo.
Aktor, reżyser, scenarzysta to jest zawód. Oni dostają za to pieniądze i według tego co i jak zrobili są rozliczani przez publiczność. Jeżeli się publiczności nie podoba to trudno ich ryzyko i ich porażka. Jak Ci fryzjer spartoli robotę z włosami i będziesz bardzo niezadowolona to też go będziesz usprawiedliwiała że nie musi przecież dobrze robić lub to jego swoboda twórcza ?
Jane Austen jest specyficzną autorką, która opisuje, krytykuje ówczesną arystokrację, ale robi to według norm z jej epoki i tak się składa , że z reguły miłośnikami jej literatury są ludzie, którzy mają po kokardę nowoczesności na co dzień. Którzy lubią oglądać filmy kostiumowe , wierność adaptacji, język i kulturę. Którzy nie lubią jak aktorka prowadzi monolog do kamery.
Netflix robi sobie z tym co chce, ma pieniądze więc może zatrudnić kogo chce. To, że to się ogólnie nie podoba publiczności to problem tej firmy.
Nie, to problem publiczności. Artyści mogą sobie robić, co chcą. Jednym to się będzie podobało, innym nie. To jak z tobą i mną.
Jesteś jedną z niewielu , którym się to podoba. Film jest klapą czy to się komuś podoba czy nie.
Wiem, że większość widzów jest rozczarowana. Prawdopodobnie moje urzeczenie tym filmem wynika z silnej niechęci do konwenansów. I jak ktoś je ośmiesza, a tu reżyserka robi to naprawdę inteligentnie - jestem kupiona.
Takich przaśnych filmów w stylu Brigit czy innych pustych komedyjek romantycznych jest na kopy, i jak widać po producentach masa ciągnie w dół.
Jane Austein sama krytykuje ówczesne konwenanse, ale robi to z klasą.
Natomiast robienie z jej literatury filmów słabych, pustych to jest znak, że chińszczyzna i bylejakość dawno zagościła w branży rozrywkowej. Z resztą Netfilx za to płaci dużym spadkiem subskrybentów. I nie tylko wojna jest, ale także to że idzie w ilość a nie jakość.
Hmmm... Czytam z zainteresowaniem Waszą konwersację i mam jedno pytanie: na czym polega ta pustość filmowej "Perswazji"? Przecież gdyby spojrzeć na powieści Austen z boku - można by stwierdzić, że we wszystkich książkach fabuła jest taka sama - mianowicie młode kobiety szukają mężów, a panowie dzielą się na dwie kategorie: ci nijacy lub odpychający okazują się wartościowi, natomiast ci czarujący okazują się postaciami negatywnymi... W moim odczuciu "Duma i uprzedzenie" jest manifestem feministycznym, bo przecież pan Darcy tak naprawdę był satyrą na zachowanie mężczyzn w tamtym czasie... Za to Elizabeth jak na tamtą epoką była wyjątkowo wyemancypowaną kobietą z ostrym, jak brzytwa, językiem... Ale "Duma i uprzedzenie" nas już nie szokuje, bo nie burzy naszych konwenansów (które - jak widać - mają się świetnie), tylko ówczesnych... Za to szokuje nas najnowsza ekranizacja "Perswazji" - i za to ten film ma u mnie dodatkowy GIGANTYCZNY PLUS!!! :-)
Nie wiem co czytasz. Na pewno nie Dumę i Uprzedzenie, bo tam Darcy jest akurat ideałem, mężczyzny. Takim autorka sobie wymarzyła. Z resztą wszyscy mężczyźni pierwszoplanowi w jej książkach to odzwierciedlenie jej pragnień,
Może nie doprecyzowałam, że POCZĄTKOWO pan Darcy był satyrą - dumny, wyniosły, zarozumiały, snobistyczny etc. Przecież z jakiegoś powodu Elizabeth do połowy książki go nie znosiła... ;-)
Tak był dumny wyniosły, uparty, ale był ideałem bo przyznał się do błędu.
Każdy człowiek ma wady i popełnia błędy. Nie ma tu nic niezwykłego aby nazwać jej powieść manifestem feministycznym.
To zwykła nadinterpretacja, albo raczej życzeniowe myślenie feministek. :)
Netlix próbował zrobić z Anne Eliot właśnie taką feministkę i za to dostał baty od krytyków i zwykłej publiczności. Najwyraźniej robienie kobietom wody z mózgu ma swoje granice.
No nie wiem... Kobieta niższego stanu, która nie dość, że odrzuca propozycję matrymonialną człowieka tak dobrze urodzonego jak Darcy, to jeszcze robi to w niezwykle szczery i bezkompromisowy sposób... Moim zdaniem Elizabeth jest bardzo wyemancypowana jak na tamte czasy ;-) W tej powieści to nie mężczyźni ustalają warunki gry, tylko właśnie ona - bo Darcy zaczyna się zmieniać, pokazując swoją lepszą stronę, dopiero wtedy, kiedy dociera do niego, że jego pozycja oraz majątek nic dla niej nie znaczą, ponieważ ona ceni charakter człowieka, a nie blichtr... Nie twierdzę, że inne bohaterki Austen są feministkami, bo nie są - ale w przypadku Elizabeth Bennet - kobiety niezależnej, inteligentnej, błyskotliwej, czasem nawet bezczelnej etc. (jej rozmowa z Darcym na temat inteligentnych kobiet) uważam, że nazwanie jej feministką jest uprawnione :-)
Elizabeth i jej starsza siostra Jane były przeciwwagą dla Lidii.
Autorce nie chodziło o feminizm, tylko o przestrodze czytelnika przed błędnym wychowaniem dzieci. Lidia była dzieckiem najmłodszym , pod wpływem matki która jej na wszystko pozwalała.
Starsze siostry były głównie pod wpływem ojca, który był oszczędny, prawdomówny, a przede wszystkim moralny.
Autorce nie chodziło o żaden feminizm, ale właśnie o moralność.
Dopóki Elizabeth uważała że Darcy zachowuje się niemoralnie odrzucała go, podobnie jak zadufanego w sobie, włażącego w tyłek księżnej jej poprzedniego absztyfikanta Williama.
To współczesne feministki wyciągnęły jedyną Elżbietę z całej spuścizny Jane i okrzyknęły ją feministką.
Dzisiejsze feministki nawet nie chcą być nazywaną ją kobietami, nie identyfikują się z kobiecością, także nie chcą aby mężczyźni traktowali ją jak kobiety czyli opiekowali się nimi o czym książkowa Elizabeth marzy, u Jennifer jeszcze to można wychwycić ale nie widać tego już zupełnie w adaptacji z Keirą bo to przecież kłóciło by się z ideologią feminizmu.
Hmmm… Ale Lidia nie jest główną bohaterką powieści… Owszem, na podstawie rozwydrzonych: Lidii i Kitty, a także zmanierowanej Mary, Austen pokazuje jak nie należy się zachowywać – jednak to są postacie drugoplanowe… Głównymi bohaterami są (jak sam tytuł wskazuje) dumny Darcy oraz uprzedzona Elizabeth – a książka opowiada o przełamywaniu stereotypów… Dla Darcyego Elizabeth jest kolejną pustą panną szukającą męża, natomiast Darcy w opinii Elizabeth jest zarozumiałym, antypatycznym bufonem. W moim odczuciu książka koncentruje się na wierności sobie i podążaniu własną drogą – wbrew konwenansom (o co początkowo ma pretensje Darcy, gdy jego oświadczyny zostają odrzucone) – dopiero później zaczyna doceniać te zalety… Darcy zakochał się w Elizabeth od razu, dlatego właśnie, że odstawała od reszty panien – była niezależna i nie przejmowała się jego krytycznymi opiniami… Natomiast Elizabeth nie uważała Darcyego za niemoralnego typa – owszem, miała do niego pretensje o to, że odradzał Bingleyowi zaręczenie się z Jane…, ale to nie było jej głównym argumentem przeciw Darcyemu… Wracając do meritum: Elizabeth idzie na piechotę do chorej siostry – nie korzysta z powozu, głośno i szczerze wyraża swoje opinie, potrafi być bezczelna wobec Darcyego i Lady Catherine – ale jest osobą kulturalną i dobrze wychowaną, dlatego jej asertywność aż tak nie razi… A jednak pamiętam swoje wrażenia, gdy czytałam tę książkę – pomyślałam wtedy, że to jest jedna z najlepszych, pełnokrwistych bohaterek kobiecych, jakie zostały wykreowane w XIX wieku, a może i w ogóle w całej literaturze… Powiem tak – w moim odczuciu Elizabeth Bennet jest jedną z najbardziej wyemancypowanych bohaterek literackich, a przy tym pozostaje sympatyczna i serdeczna – dlatego właśnie tak uwielbiam tę postać :-) I w moim odczuciu – jak na tamte czasy – jest feministką vel emancypantką :-) Poza tym fakt bycia feministką nie oznacza mizoandrii ;-)
A wracając do „Perswazji”, to najnowsza ekranizacja ujęła mnie właśnie nowym spojrzeniem… Nie chcę oglądać po raz n-ty tej samej klasycznej ekranizacji… Po co kręcić kolejne wersje, skoro scenografia pozostaje niezmienna i nowi są tylko aktorzy… Nudzi mnie to… Aczkolwiek film z Keirą nie przypadł mi do gustu – mam swój ideał w postaci wersji BBC z Jennifer i Colinem i on na zawsze pozostanie w moim sercu. Jednak chętnie obejrzałabym adaptację utrzymaną w klimacie najnowszych „Perswazji” – nie twierdzę, że byłabym zachwycona ;-) ale chciałabym ją obejrzeć – po prostu z ciekawości i dlatego, że lubię niekonwencjonalność :-) Pozdrawiam :-)
Postacie drugoplanowe u J.A mają bardzo ważną rolę. Lidia uciekając z szemranym kawalerem bez ślubu wikła rodzinę w skandal, ostracyzm oraz jej postępowanie kładzie się cieniem na reputacji pozostałych sióstr, których zamążpójście staje się poważnie zagrożone.
Dlatego moralność w jej powieściach jest na pierwszym miejscu.
To jest baza w jej powieściach, każda jej książka traktuje o moralności, cnotach pozytywnych bohaterów, a to czy książkowa bohaterka jest cicha i pokorna jak w prawie wszystkich jej pozycjach czy jest przeciwieństwem jak w Dumie czy Emmie to tylko urozmaicenie. Mianownik zaś jest zawsze ten sam.
I jak mam być szczera to żadna to dla mnie niekonwencjonalność zrobienia z Perswazji kolejnej Brigitte Jones. To tak jakby wszystkie domki przemalować na jeden kolor, no bo ten jedyny z innym kolorem nie może być taki konwencjonalny, należy go przemalować aby wyglądał jak pozostałe.
Wtórność masowych produkcji romansideł gdzie są sceny łóżkowe , gdzie główna bohaterka żłopie wino i wpada w stany emocjonalno-histeryczne nie przestały bawić mnie dawno. Cenię sobie starsze adaptacje bo takich filmów jest nikła ilość. Dalej tej najnowszej adaptacji nie oglądałam. Wyłączyłam po 20 minutach i nie chcę więcej wracać
Pozdrawiam również.