J.Austin to literatura oddająca w inteligentny i ujmujący sposób angielskie obyczaje ówczesnych lat. Perswazje to jedno z dzieł, które trafia w punkt z oceną zachowań i relacji społecznych. Nie ma tam nic o wszelkiej maści rasach, ponieważ angielska arystokracja to zadufani, snobistyczni biali, zamknięci w labiryncie zasad ludzie. W tych czasach czarni, żółci, czerwoni nie mieli w Anglii nic do gadania, zresztą nie tylko w Anglii. Na tym się przecież opiera uzasadnienie walki o swoje prawa przez kolorowych. A Netflix zakłamując historię strzela w kolano, i swoje, i obrońców praw innych niż biali. Bo teraz taki nastolatek poogląda Perswazje i powie "o co wam chodzi z tym rasizmem, przecież angielska arystokracja to azjaci, murzyni itd. To jest kłamstwo. Co będzie następne? Obozy koncentracyjne II wojny światowej zapchane biednymi niemcami, nad którymi pastwią się Żydzi i Indianie? Co do gdy aktorskiej to dialogi na poziomie gimbazy, główny bohater ma wyraz twarzy i grymasy jak obłąkany, niespełna rozumu wiejski wacek. Zapuszczony, niechlujny, nieogarnięty dziwak. Film to profanacja dzieł J.A.
A nie można popatrzeć na aktorów, jak na ludzi po prostu? Bez zwracania uwagi na kolor skóry tylko czy dobrze grają? Dialogi akurat są błyskotliwe i ośmieszające w punkt sposób myślenia ówczesnego społeczeństwa. Już tyle było takich samych ekranizacji tej bezbarwnej książki, że ta jest odświeżająca jak morska bryza w upalny dzień.