Na serio - straszyli, że film techniczny i mało zrozumiały. Jak dla mnie - bardzo przejrzysty. Oczywiście, że odrobinę określeń technicznych trzeba było użyć, bo nawet przy pieczeniu sufletu używa się jakiejś terminologii. Ale udało się pokazać dźwięk na ekranie i w dialogu, nie tylko w ścieżce dźwiękowej, a to już duże osiągnięcie. I absolutnie nie są to popiersia/wierzby płaczące.
Przez to, że przekaz jest 'kilkukanałowy' (dokumentalny kadr koncertowy, wizualizacje dźwięku, niesamowite ujęcia wnętrza instrumentu, słowny opis barwy dźwięku, nagrania ze studia odsłuchiwane przez wykonawcę z komentarzem) unika się sytuacji, gdy po dwudziestu minutach 'kościelnej'* muzyki we frakach słuchacz zaczyna bawić się butami pod krzesłem. Bo tutaj nie ma czasu przysypiać. Widać, że w tym zamieszaniu chłopaki naprawdę mają sporo frajdy.
--------
*Cytat ze znajomego niemuzyka.