Zaletą filmu są rewelacyjne zdjęcia. Dion Beebe pokazał kawał rewelacyjnego rzemiosła.
Cała reszta filmu to już wady. Muzyka, niepasująca do charakteru filmu i miejscami zbyt hałaśliwa, krzykliwa. Postacie, które są w filmie nie wiadomo po co – jak ta dziewczyna mieszkająca u doktorka od aborcji. O co z nią chodziło? Dlaczego doktorej zaczął ja rozbierać przy tym bogaczu? Retrospekcje – jakoś dziwnie powplatane w fabułę. A już totalna wadą filmu jest Postać rzekomo „legendarnego” detektywa grana przez Fassbendera - wydaje się być postacią pierwszoplanową, a jednak większą uwagę przyciąga Katrine Bratt i jej działania. A samej „legendarności” Harryego Holea w ogóle nie czuć. Mówią o nim, że to legenda, a widzimy faceta, który się po prostu krząta tu i tam. Columbo to to nie jest.
Zakończę jedną ważną uwagą – nie ważne, że film powstał na kanwie powieści. Tłumaczenia typu „Przeczytaj książkę, to będziesz wiedział o co chodzi” uważam za bez sensu. Film nie może być odsyłaczem do książki. Film ma pokazać spójną, ciekawą historię – sam w sobie ma być kompletny, żebym nie musiał ratować się książką, żeby wiedzieć, o w filmie w ogóle chodzi. Jeśli musze ratować się książką, to ten film równie dobrze mógłby wcale nie powstać.