Trochę z "Gangu Olsena", trochę z filmu "Dawno temu na Dzikim Zachodzie". Do tego motywy z filmu "Desperado" i jeszcze paru innych produkcji. Ogólnie jest to parodia kina gangsterskiego dziejącego się na pograniczu USA i Meksyku, tyle że tutaj mamy krajobrazy z Kopenhagi. Pod względem konstrukcji przypomina to polski obraz "Rękopis znaleziony w Saragossie" oraz rosyjskie matrioszki, czyli opowieść wewnątrz której jest następna opowieść, a w tej kolejna.
Autor najwidoczniej uważał, iż dzięki połączeniu kilkunastu dobrych filmów uda się uzyskać film równie dobry... niestety się mylił. To było, jak zmielenie w jednym garnku pierogów ruskich, rosołu i schabowego. Każde z osobna jest niezłe, ale w jednym naczyniu taka mieszanina może zadziałać wymiotnie. Wyszedł z tego dziwoląg - ni pies, ni wydra, coś na kształt świdra
Film stanowi niestrawną papkę ciągnącą się, niczym guma do żucia.
Odradzam