PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=750528}
5,4 13 613
ocen
5,4 10 1 13613
5,6 27
ocen krytyków
Plac zabaw
powrót do forum filmu Plac zabaw

ktoś patrzy

ocenił(a) film na 10

O tym filmie wypowiedzą się specjaliści od wychowania. Będą twierdzić, że powinni go obejrzeć wszyscy rodzice/ nauczyciele. Będą dowodzić, że zawiera przekaz tyleż niebezpieczny, co niejasny, i że widz podejmie spore ryzyko, konfrontując swoją wrażliwość z obrazem, który ignoruje jednostkowe granice odporności - czy to duchowej, czy psychicznej, w każdym razie tej uznawanej za głęboko ludzką.
Ten film podzieli widownię na dwa chóry. Rozpocznie dialog na najwyższych tonach, wyprowadzając z głosów ścieżki wiodące w tematy profanum i sacrum,
w zagadnienia społeczne, doczesne, osadzone w "tu i teraz" oraz w kwestie uniwersalne, dotykające istoty człowieczeństwa, pytania o boskie w nieboskim świecie. Cisza w czasie emisji zapowiada burzę, podobnie jak ucieczka wielu sprzed ekranu, z którego zdjęto filtr fikcji.
Ten szkic opowie o filmie, który sięgnął do mitu, żeby zmierzyć się ze "złem naszym powszednim". Choć niezaprzeczalnie stanowi materiał do dyskusji na tematy bieżące i z pewnością pozwoli się uchwycić w narzędzia badawcze psychologów, pedagogów czy socjologów albo psychiatrów, to jednak pozostanie obrazem wymykającym się tym dziedzinom poznania, jeśli pominie się jego strukturę mityczną.
Intro. Oko kamery bada miejsca. Zlepek upstrzonych kamienic. Porośnięte chwastami ruiny, przywodzące na myśl tyleż malarstwo Friedricha, co fotograficzne dokumenty dewastacji komunistycznych snów. Torowisko wraz z poboczem, jedno z tych, którym "diabeł mówi dobranoc", któremu "dzień dobry" nikt pewnie nie mówi. Miejsca zostały wybrane. Przez kogo? Muzyka nie pozostawia wątpliwości. Ten, który je wydobył i zapamiętał, pochodzi z mroku, z nieludzkiego albo z ciemnego w ludzkim.
Prezentacja albo, bliżej tragedii, ekspozycja. Troje dzieci, o których istnieniu los, ten pierwotny i nieprzetłumaczalny na język rozumu, już wie. Gabrysia z dobrego domu, w którym prawdopodobnie dzieją się niedobre rzeczy (ojciec zerkający nerwowo przez drzwi do łazienki, dramatyczna próba z wrzątkiem, jak rytuał oczyszczenia), Szymek pielęgnujący niepełnosprawnego ojca. Czarek z wzorcowo patologicznej rodziny. Cała trójka, prawdopodobnie kończąca podstawówkę, spotka się, najpierw w szkole, później w przywołanych już ruinach. Każde z dzieci po swoistej inicjacji w dorosłe, inicjacji samotnej, bez przewodnika, w przypadku dziewczynki - być może szczególnie dramatycznej. Bohaterowie wybrani. Naznaczeni. Witani i żegnani w ujęciach przez muzykę, przywodzącą na myśl wołanie chóru, który już wie. Daremne okazują się dzwonki telefonów, Szymek rezygnuje z rozmowy z matką, pilnie strzeżona Gabrysia kłamie bez zająknienia. Czarek, ten "najgorzej wychowany", z niczego nie musi rezygnować ani niczego udawać.
Hybris. Można by, upraszczając i w pewien sposób oswajając interpretację tragedii, która rozegra się na przestrzeni kolejnych godzin, oskarżyć świat dorosłych. Ale to nie ich głos wibruje w muzyce podążającej za dziećmi. Zło pochodzi z zewnątrz i, jeśli winić rodziców, nauczycieli, tych wszystkich związanych z realizacją "celów dydaktyczno - opiekuńczych" to o brak czujności, zbytnią ufność w jasne, racjonalne, w to, co możliwe i niemożliwe. Zarówno opiekunowie Gabrysi, Szymka i Czarka, jak i chłopczyka, który z miejskiej galerii wyszedł na spotkanie śmierci, przypominają ojca z "Króla Olch". Przeświadczenie, że nic złego nie może się zdarzyć, w biały dzień, wśród innych ludzi, jest winą w takim samym stopniu jak wychowawcze zaniedbania, prowokowanie frustracji,
obojętność na potrzeby, tak materialne, jak i psychiczne. To przeświadczenie,
jakże bliskie winie tragicznej, toruje drogę irracjonalnemu. Scena, w której chłopcy mijają znieruchomiały tłum ponownie odsyła widza do greckiej tragedii. Co wyrażają twarze przechodniów? Czy przeczucie zbrodni, czy już gniew i wstręt po jej dokonaniu? Niezależnie od odczytania grymasu, komunikat nie narusza porządku rzeczy. Pochodzi z innego czasu, dobiega istoty za późno albo za wcześnie. Pochodzi z widowni. Podczas kolejnego podejścia do filmu odważyłam się spojrzeć na twarze oglądających. Wyrażały te same emocje. Wstręt. Gniew. Przerażenie. Niedowierzanie. Film toczył się dalej, zmierzał równie nieuchronnie, jak Szymek i Czarek do kulminacji.
Katastrofa. Po scenie spotkania w ruinach oddychamy z ulgą. Poniżona Gabrysia wymyka się oprawcom. Oddychamy w zgodzie z zamiarami śledzącego
wydarzenia oka. Widzimy małych "gnojków", brutalnych i agresywnych, ale niezdolnych do gwałtu, do zbrodni. Bartek Kowalski pozwala widzowi na współczucie i oburzenie. To czas hamartii świata, być może hamartii samych bohaterów, którzy wydali się sobie lepsi niż są. Dalej zaczyna dramatycznie brakować powietrza. Oko rejestruje w galerii handlowej małego chłopca. Zbyt dużego, żeby stale chroniły go ramiona dorosłego. Zbyt małego, żeby chroniła go wiedza o świecie. Odwraca się w stronę losu. Ma duże, uśmiechnięte oczy.
Ironia. Oko kamery rejestruje moment uprowadzenia dziecka. Wystarczająco wyraźnie, żeby rozpoznać idących. Będzie można zrekonstruować wydarzenia, sekunda po sekundzie. Rowerzysta w parku mija Czarka i Szymka ciągnących za sobą płaczące dziecko. Zawraca. Zaczepia chłopców. Haust powietrza. Uspokojony rowerzysta odjeżdża, chłopczyk wzięty na ręce milknie.
Pathos. W starożytnej Grecji - cierpienie. Słowo, w swym najstarszym znaczeniu bliższe patologii niż kategorii wzniosłości. Torowisko. Oko już nie szuka. Plan ogólny, totalny, głownie w metaforycznym sensie, nie do ogarnięcia, zrozumienia? Dźwięk pochodzi z wewnątrz. Uderzenia, płacz, w oddali odgłos pociągu. Możesz widzu wstać i wyjść. Możesz zostać i patrzeć. Cokolwiek uczynisz, nie cofniesz taśmy. Nie poczujesz się lepszy, umykając spojrzeniu morderców siedzących na kamieniu. Nie poczujesz się lepszy, patrząc ponownie
na kamienice, ruiny, dziedziniec galerii. Napisy końcowe zostawią cię całkiem samego.
Nago. Bartosz M.Kowalski opowiedział historię bez wsparcia zawodowych aktorów, zacierając tym samym granicę między fikcją a rzeczywistością, utworem artystycznym a dokumentem. Bez środków wyrazu, jakimi dysponuje zawodowiec.
Zrezygnował też z muzyki jako dopełnienia, w jego filmie stała się ona jednym z aktorów, głosem niewyrażalnego, tego, który patrzy. Jak łowca. Albo obojętny obserwator, jeżeli na coś wrażliwy, to na piękno natury.
Katharsis. Z tego filmu wychodzi się bez gotowego wyrazu na twarzy. Wychodzi się nago. I w ciszy. I później każde słowo jest pierwsze, znaczące to, co znaczyło kiedyś, zanim pojawiły się odcienie, niuanse, te wszystkie "tak, ale". Jak w doświadczeniu tragizmu, które przypomina, że zło jest bezsenne, że to tylko człowiek czasami zasypia.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones