Przypadkiem zobaczylem ten film w samolocie lecac do Brazylii. Nic nie sugerujacy tytul okazal
sie strzalem w dziesiatke. Swietne kino, madre, zyciowe i bardzo naturalne.Kto by pomyslal, ze
na koncu swiata w malym Peru moga powstawac tak rewelacyjnie opowiedziane i swietnie
sfotografowane historie. Do tego bez dwoch zdan wysmienite aktorstwo i niezla muzyka. Calosc
opowiedziana bez nadecia, lukru i typowej dla amerykanskiego kina pretensjonalnosci. Love
story za kurtna tradycji i purytanstwa, no ale takie jest zycie, taka jest milosc, nie wybiera, trafia
nagle i dopada w najbardziej nieoczekiwanym momencie. Bylo love story miedzy kowbojami,
teraz jest rybak i malarz, a calos w otoczeniu pieknych i surowych plaz nad Pacyfikiem w
odleglym Peru. Dobrze, ze film zostal zauwazony na Festiwalu w Sandance, publika go
pokochala, byc moze i u nas znajdzie dystrybutora, albo przy dobrrych wiatrach trafi do jakiego
studyjnego kina, a jak nie to pozostaje czekac, az Graza Torbicka pokaze go w swoim programie
albo na festiwalu w Kazimierzu. Warto na takie obrazy czekac.