Fabularny debiut Érica Rohmera. Wydziedziczony lekkoduch stacza się na dno nędzy i rozpoczyna życie kloszarda na ulicach Paryża.
Naturalistyczny, choć niepozbawiony humoru i nadziei, obraz życia w ubóstwie. Znajdujemy tutaj już charakterystyczny, "rzeczowy" styl reżysera (określany niekiedy jako "literacki"): wyraziście nakreślone postaci, oszczędność środków, warstwa psychologiczna wybijająca się na pierwszy plan. Jest w tym gorycz, ale też spora doza ciepła. Główny bohater to raczej ciężka do polubienia kreatura: obibok i naciągacz, a jednak, gdy już znajdziemy się wraz z nim na bruku, zaczynamy poniekąd sympatyzować z tą nieporadną postacią. Finał jest przewrotny, happy end ma cierpki posmak i w zasadzie jedynie komplikuje sytuację, miast ją klarować. Paryż zaś jako równorzędny bohater historii, jawi się jako miasto wyzute z empatii, brudne i nieprzyjazne dla jego złamanych mieszkańców. Pod spodem, jak w życiu, tli się jednak poetycki wymiar.